Od spadochroniarza do strażaka lotniskowego: zapomniani weterani Niemiec

Helge Schill ma dużą Panterę. Pantera to pojazd bojowy. Jest ogromny i ma zderzaki z przodu, dzięki czemu może przejeżdżać przez zamknięte bramy. Pojazd wydaje się odpowiednio solidny, niemal trochę przesadzony w spokojny, słoneczny dzień tej wiosny, gdy wjeżdża na płytę lotniska w Schönefeld.
Panther nie jest jednak czołgiem. Nie nosi kamuflażu, ale jest czerwony jak wóz strażacki, aby łatwo go było zobaczyć. W przeciwieństwie do maszyny wojennej nie wystrzeliwuje amunicji, ale ogromne ilości wody. Odrzutowiec jest jednak potężny. Nie powinieneś stawać mu na drodze.
Prawidłowa nazwa to „airfield fire engine”. Straż pożarna lotniska właśnie go nabyła, waży 52 tony i jest drogi. Strażacy z dumą go eksponują. Tak więc z pewnością istnieją paralele między wojskiem a obecną pracą Helge Schilla.
Narodowy Dzień Weteranów przed Reichstagiem: festiwal rodzinny, występy artystyczne, program scenicznyHelge Schill, 51, można teraz zobaczyć wszędzie w Berlinie. Jego zdjęcie wisi na berlińskich przystankach autobusowych od połowy maja. Ma na sobie mundur strażaka. Schill kieruje szkoleniem i kształceniem ustawicznym strażaków na lotnisku BER, 270-osobowym zespołem plus 30 stażystów. Zdjęcia na przystankach autobusowych przedstawiają żołnierzy, ale jest też duchowny i sportowiec. Helge Schill jest jedynym strażakiem. Razem promują nadchodzący dzień pamięci w niedzielę w imieniu Bundestagu.

15 czerwca w Berlinie przed budynkiem Reichstagu odbędzie się pierwszy Narodowy Dzień Weteranów , z festynem rodzinnym, pokazami, wioską weteranów, a jednocześnie nieco skromniejszą uroczystością w całych Niemczech. Od tej pory co roku 15 czerwca będzie obchodzony, honorując osiągnięcia czynnych i byłych żołnierzy. Poruszane są również kwestie rannych w walce, ale to raczej schodzi na dalszy plan. Politycy chcą zbliżenia Bundeswehry ze społeczeństwem, poczucia wspólnoty, uznania – kolejnego aspektu często opisywanego punktu zwrotnego. Bundeswehra szacuje liczbę niemieckich weteranów na dziesięć milionów. Żałosne motto tegorocznego wydarzenia: „Ramię w ramię. Raz tam, zawsze połączeni”.
Jednak dla większości z nich aktywna służba już dawno minęła. Helge Schill był czynnym żołnierzem w latach 90., później brał udział w ćwiczeniach rezerwy, a dziś jest zaangażowany w bezpieczeństwo wewnętrzne.

Kiedy pada słowo „weteran”, większość ludzi w tym kraju nadal myśli o starszych mężczyznach w mundurach z II wojny światowej. Niektórzy mogą mieć na myśli weteranów wojennych i faktycznie, początkowy nacisk ministra obrony Thomasa de Maizière'a na ustanowienie dnia pamięci w 2011 r. był skierowany w tym kierunku. Chodziło o opiekę nad żołnierzami po ich rozmieszczeniu. Ale pożądana była również inna interakcja społeczna z żołnierzami. Po prostu nikogo to wtedy nie interesowało.
Inicjatywa jej następczyni , Urszuli von der Leyen, również przeszła praktycznie bez echa. Dopiero wojna na Ukrainie przyniosła zmianę, a dopiero inwazja Rosji na sąsiedni kraj sprawiła, że obrona nabrała nowego znaczenia społecznego w Niemczech. Rzeczy zaczęły się zmieniać. Dotyczy to również reputacji żołnierzy. Dzień Weterana jest wyrazem faktu, że i tutaj coś musi się zmienić.
Może nie do końca tak jak w USA, gdzie weterani mają prawo do własnych miejsc parkingowych przed supermarketami i gdzie odbywają się parady na ich cześć. Ale to wciąż nowe podejście.
Helge Schill z pewnością cieszy się z odkrycia weterana, co w Niemczech jest nadal rzadkością. „Kiedy Bundestag uchwalił Dzień Weterana w zeszłym roku, świętowałem. W końcu mamy trochę uznania. To dobrze dla nas wszystkich, zarówno byłych, jak i obecnych weteranów”. Jego żona i jedenastoletnia córka również są entuzjastycznie nastawione; oglądały stare zdjęcia i również obejrzały wideo z kampanii. Schill nie może się doczekać obchodów przed Reichstagiem. Zabierze ze sobą rodzinę.
Schill był jednym z 600 kandydatów do kampanii. Jego przełożony poparł go, bez problemu. Schill uważa, że świetnie, że kampania w końcu dotyczy ludzi w policji, w tym byłych członków, nawet tych, którzy ukończyli zaledwie kilka tygodni podstawowego szkolenia, ale byliby gotowi bronić lokalnych wodociągów w nagłych wypadkach.
Straż Pożarna Lotniska, Zachodnia Straż Pożarna: Każdy, kto chce odwiedzić Helge Schilla w pracy, musi przejść przez strefę bezpieczeństwa. Oznacza to długą jazdę wzdłuż ogrodzeń zabezpieczonych drutem kolczastym. Brama bezpieczeństwa, specjalny identyfikator, brak broni, noży i zapalniczek benzynowych. Na terenie lotniska znajdują się trzy strażnice, dzięki czemu strażacy mogą dotrzeć do każdego pożaru samolotu w ciągu trzech minut dużymi pojazdami. A pożary zdarzają się dość często; zaledwie dzień wcześniej miały miejsce dwa incydenty lotnicze. Jednak duże incydenty zdarzają się niezwykle rzadko. „Mamy tutaj w BER ogromne spektrum możliwych źródeł pożaru i wymaga to dużego przeszkolenia” — mówi Schill. Lotnisko jest jak małe miasteczko – dziennie odwiedza je od 70 000 do 80 000 osób, wszystko, od narodzin do śmierci, się zdarza.
Bundeswehra: Pierwszy pociąg z poborowymi z Berlina w 1992 r.W biurze Schilla na ścianie wisi śmigło z I wojny światowej, wypożyczone z berlińskiego Muzeum Techniki. Najwyraźniej nadal trzeba mieć kontakt z Bundeswehrą w młodym wieku, aby zbudować relację. Helge Schill jest z pewnością dobrym przykładem tej teorii. Jego najwcześniejszym związkiem z Bundeswehrą był zachodnioniemiecki wujek w marynarce. Helge Schill dorastała w Berlinie Zachodnim w Steglitz-Zehlendorf, gdzie Bundeswehra nie miała dostępu. Mimo to nie chciała przegapić młodych ludzi z Berlina i organizowała wycieczki dla młodych ludzi do Niemiec Zachodnich, aby ich poznać. Schill pojechała do Kilonii z programem i zobaczyła tam marynarkę wojenną, a później ponownie spadochroniarzy w Wildeshausen koło Bremy.
Fascynacja musiała pozostać po tych dwóch wycieczkach. W każdym razie, praktyka jako narzędziowiec w Siemensie nie prowadziła do niczego – „zbyt mało ludzi”, mówi Schill. Zgłosił się na ochotnika do poboru, co było niezwykłe w tamtych czasach. Jako mieszkaniec Berlina Zachodniego nie podlegał prawu poboru, a jego rok urodzenia nie był jeszcze rokiem poboru. „To była moja inicjatywa”, mówi Schill. A potem, 1 kwietnia 1992 r., faktycznie siedział na stacji Zoo w pierwszym pociągu wiozącym rekrutów z Berlina do Niemiec Zachodnich. Doświadczenie, które Schill ma do dziś żywe. „Niektórzy przykuwali się łańcuchami do przodu pociągu, aby go zatrzymać”, mówi Schill. Bał się, że przez to spóźni się na swoją pierwszą zmianę.
Schill opisuje dziś podstawowe szkolenie jako próbę. Najwyraźniej jego oczekiwania zostały spełnione, ponieważ zapisał się na cztery lata. Ukończył kurs skoczków, kurs podoficerów i pracował jako instruktor. Nie brał udziału w misjach zagranicznych. Somalia, Bałkany — Bundeswehra najpierw wysyła małe oddziały, a następnie przekształca się w armię operacyjną. Ale Schill nie był tam wtedy.

Został do 31 marca 1996 r. Dzień później zgłosił się jako rezerwista i od tego czasu odbywał szkolenie przez dwa do trzech miesięcy w roku. W tym samym czasie zaczął pracować w straży pożarnej lotniska. „Jako mieszkaniec Berlina Zachodniego byłem naprawdę skuszony, aby robić coś innego niż zwykle. Jednocześnie chciałem pracować z ludźmi, a nie tylko w imadle, stojąc przy maszynie. Bundeswehra oferuje wiele możliwości w tym zakresie. Nauczyłem się tam niewiarygodnie wiele, co mogłem później wykorzystać: jak przewodzić ludziom, jak radzić sobie z sytuacjami. Jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami, jak znosić rzeczy. Wszystkiego tego potrzebowałem ponownie w straży pożarnej”, mówi Schill. Odniósł sukces w straży pożarnej, być może również dzięki doświadczeniom w wojsku. Przez osiem lat kierował strażą pożarną lotniska. W tym czasie stacjonowała ona jeszcze w Tegel.
Schill najwyraźniej opuścił Bundeswehrę z powodu, który prawie każdy podaje, gdy odwraca się od niej plecami. „Jestem rodowitym berlińczykiem. Moja ówczesna dziewczyna, rodzina, przyjaciele, wszyscy mieszkali w Berlinie. Ale ja stacjonowałem w Wildeshausen koło Bremy. Jeździłem 800 kilometrów co weekend. Ciągłe dojazdy nie były dla mnie” – mówi Schill.
Wszystko inne było już na swoim miejscu. Schill pracuje również jako instruktor w Bundeswehrze, szkoląc rekrutów dla własnej firmy. Sport, szkolenie, obsługa technologii, podróże na ćwiczenia po Europie, dzielenie się tym, czego się nauczył, z innymi narodami. Lubi to wszystko.
Schill przeżywa transformację Bundeswehry jako skok: w pewnym momencie podejrzewali, że wróg jest za kolejnym drzewem, teraz są w ruchu na całym świecie. Schill nagle otrzymuje pocztówki od towarzyszy z Somalii i nowy zestaw sprzętu. Był trochę zirytowany sobą po odejściu – właśnie wtedy, gdy sprawy stawały się ekscytujące. Ale jego kariera w straży pożarnej szła dobrze. Ożenił się i miał dzieci.

„A jednak nigdy mnie nie opuściło. Uczestniczyłem we wszystkich spotkaniach, sam je organizowałem i utrzymywałem kontakt ze wszystkimi” – mówi. Schill zajmuje się bezpieczeństwem wewnętrznym od zeszłego roku. „Chcę zrobić coś dla mojego kraju, dla mojej rodziny, moich przyjaciół, kiedy to jest najważniejsze. Nie jestem kimś, kto siedzi w domu. Muszę coś zrobić” – mówi Schill.
Z tej perspektywy Helge Schill jest prawdopodobnie idealną osobą do ustanowienia połączenia między Bundeswehrą a lotniskową strażą pożarną w przypadku kryzysu, gdyby BER miało stać się węzłem logistycznym i celem wojskowym. Armia i społeczeństwo obywatelskie musiałyby wówczas współpracować. Również na tym poziomie Niemcy są dopiero na początku zmiany, która jest prawdopodobnie konieczna ze względu na zmienioną sytuację bezpieczeństwa.
W momencie zjednoczenia Bundeswehra miała 495 000 żołnierzy plus kompanie rezerwowe; obecnie liczba ta wynosi około 182 000. Oczekuje się, że liczba ta wzrośnie do 203 000 do 2031 r., ale uważa się, że jest to trudne do osiągnięcia. Spośród wielu osób, zwłaszcza mężczyzn, którzy służyli w wojsku w pewnym momencie swojego życia, tylko około 50 000 jest zaplanowanych na określone stanowiska od 2024 r. Bezpieczeństwo wewnętrzne jest w trakcie opracowywania. Właśnie utworzono dywizję bezpieczeństwa wewnętrznego, w której zorganizowani są rezerwiści.
Schill widzi jeden z problemów w braku integracji społecznej. „Nie podobało mi się, że pobór został zawieszony. Rekrutowaliśmy się z poboru. Zwróciliśmy się do ludzi, którzy już byli z nami i których chcieliśmy zatrzymać. To zadziałało. Teraz jest o wiele trudniej znaleźć ludzi, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację zagrożenia” — mówi Schill. Do tego dochodzą problemy w Bundeswehrze, struktury, które powodują zaległości w składaniu wniosków, nawet gdy jest niewiele zainteresowanych stron.
Helge Schill wkrótce znów będzie szkolił się w Homeland Security Force: „Mam plan szkoleniowy, a fajne w Homeland Security jest to, że mogę wybrać, co chcę robić, co pasuje do moich obowiązków zawodowych i domowych. To bardzo wygodne”. Jego harmonogram obejmuje szkolenie strażników, pilnowanie koszar, ochronę budynków i obiektów, obsługę broni i konwoje pojazdów. Świat odległy, ale konkretny. Helge Schill już się tego nie może doczekać.
Berliner-zeitung