Olimpiada w Berlinie: Oferta Berlina i Niemiec Wschodnich jest mało ambitna

Niewątpliwie jest zbyt wcześnie, aby oceniać ambicje olimpijskie Berlina dotyczące Igrzysk Olimpijskich w latach 2036–2044; Miasto chce ubiegać się o członkostwo wspólnie z Brandenburgią, Saksonią, Meklemburgią-Pomorzem Przednim i Szlezwikiem-Holsztynem. Kilka szczegółów w skrócie: W całym mieście odbędą się wydarzenia sportowe, od Stadionu Olimpijskiego, gdzie będą rozgrywane zawody lekkoatletyczne, po brzeg rzeki Dahme w Grünau, gdzie będzie można pływać na otwartych wodach. W programie imprezy znajdą się: siatkówka plażowa przy Bramie Brandenburskiej, maraton na Wyspie Muzeów oraz wyścigi kolarskie i triatlon na moście Glienicke. Oprócz niektórych sportów halowych, Lipsk mógłby zaoferować możliwość uprawiania piłki nożnej na Red Bull Arenie i slalomu kajakowego w Markkleebergu. Brandenburg nad Hawelą słynie z wyścigów wioślarskich i kajakowych. Rejs miał się odbywać na Morzu Bałtyckim, albo w Warnemünde, albo w Kilonii.
Możesz zrobić wszystko. Ale do tego nie są potrzebne igrzyska olimpijskie ani podporządkowanie się zasadom nieprzejrzystego MKOl, który zgodnie ze swoim planem budżetowym na 2024 r. przekazał 1,22 mld euro miastu-gospodarzowi, Paryżowi, ale jednocześnie zgarnia miliardy od sponsorów.
Olimpiada w Berlinie: Oferta jest tchórzliwaFrancuski bank BNP Paribas spodziewał się jedynie niewielkiego pozytywnego wpływu na gospodarkę francuską w 2024 r. A odnośnie Paryża, główny strateg inwestycyjny banku powiedział: „Igrzyska olimpijskie są w rzeczywistości wielką imprezą, przynajmniej pod względem finansowym. Zazwyczaj kosztują więcej pieniędzy, niż przynoszą. Sponsoring, sprzedaż biletów i różne inne przychody zazwyczaj nie wystarczają, aby pokryć koszty związane z takim wydarzeniem”. Magazyn biznesowy Capital mówił o grze o sumie zerowej. A szacowany budżet tego przedsięwzięcia wynosi około dziewięciu miliardów euro.

To dużo pieniędzy. Tym bardziej irytujący jest brak ambicji, z jakim do tej pory spotkał się wniosek Berlina-Niemiec Wschodnich. Chciałoby się, żeby Berlin odzyskał wielokrotnie krytykowaną i później nieudaną kandydaturę na organizatora igrzysk olimpijskich w 2000 r. W końcu hala Max-Schmeling-Halle, tor kolarski i basen przy Landsberger Allee zostały zbudowane na ówczesne czasy – stały się podwalinami statusu Berlina jako miasta sportu numer jeden, który utrzymuje się do dziś. A przynajmniej bez pierwszych dwóch wymienionych, branża eventowa byłaby o wiele uboższa.
Mimo to rządzący burmistrz Berlina Kai Wegner uważa, że ówczesna inwestycja w przyszłość była błędna. Co innego mógł mieć na myśli mówiąc, że wyciągnęliśmy wnioski z błędów przeszłości? Tym razem 90 procent obiektów sportowych zostało już ukończonych i być może będą wymagały modernizacji. Reszta zostanie zbudowana tymczasowo. A więc: stalowa rura stoi przed Bramą Brandenburską. Kiedy słońce zachodzi nad Tiergarten, nie sposób wyobrazić sobie lepszego widoku Berlina.
Ale czy naprawdę potrzebujemy więcej takich obrazów? I co, na litość boską, ma w tym być „zrównoważonego”? To ulubione słowo wszystkich kandydatów. Przede wszystkim miasto, cały kraj, potrzebuje ogromnych inwestycji w hale i boiska sportowe do uprawiania sportów rekreacyjnych i klubowych. Problemów jest wiele, a zapotrzebowanie na sprawnie działające usługi jest ogromne. Nawiasem mówiąc, w Berlinie znajduje się jeszcze jeden stadion, który później mógłby również służyć do organizowania koncertów.
Zatem: bez nowych budynków, bez dostosowania się do potrzeb rozwijającego się miasta, nie potrzebujemy igrzysk olimpijskich w Berlinie.

Ale na szczęście jeszcze daleka droga do tego. Ostatecznie aplikacja regionalna musi pokonać wysokie przeszkody – najpierw na szczeblu krajowym, w starciu z takimi gigantami jak Hamburg (dużo pieniędzy), Monachium (jeszcze więcej pieniędzy) i Ren-Ruhra z jego różnorodną infrastrukturą. A później na arenie międzynarodowej – w konfrontacji z prosperującymi megamiastami na Bliskim Wschodzie i w Azji lub z rozwijającymi się rynkami Afryki.
Bądźmy szczerzy: Jak to ma działać? Zamiast marnować zasoby na regionalne rasy karłów, powinno się opracować ogólnoniemieckie rozwiązanie. Wspierany i napędzany przez rząd federalny, a nie przez garstkę regionalnych książąt, jak we wtorek na Stadionie Olimpijskim. I na koniec Kai Wegner miał chyba trochę racji, gdy powiedział: „Bez Berlina będzie trochę trudniej, mówię to całkiem skromnie”.
Oczywiście, w kraju, w którym panuje federalizm i regionalna zazdrość , mało prawdopodobne jest, aby Monachium, Hamburg i tym podobne miasta mogły zjednoczyć się wokół Berlina – stołecznego czy nie. Niestety, jest równie mało prawdopodobne, że fascynująco różnorodne, piękne i zachęcające zdjęcia z ceremonii otwarcia i zamknięcia zostaną opublikowane, tak jak udało się to Paryżowi rok temu z godną pozazdroszczenia łatwością i wzniosłością.
Niemniej jednak, wielki i wspólny wysiłek, odważne i pewne siebie widowisko, byłoby prawdopodobnie jedyną rzeczą, która znalazłaby poparcie większości w społeczeństwie jako całości – to znaczy poza światem polityki, biznesu i działaczy sportowych. Kai Wegner ponownie: „Nie do pomyślenia jest, aby Igrzyska Olimpijskie odbyły się w tym mieście bez głosu mieszkańców Berlina w tej sprawie”. Porozmawiajmy o tym!
Berliner-zeitung