Wszyscy ponieśliśmy porażkę: co musimy zrobić inaczej po koronawirusie

Kolejny stan wyjątkowy z pewnością nastąpi: dziennikarze muszą zastanowić się nad tym, co zrobili źle w związku z koronawirusem. Tak naprawdę chodzi o demokrację.
W czerwcu 2021 r. Austrian Military Journal, w imieniu Narodowej Akademii Obrony w Wiedniu, wspólnie z Europejskim Stowarzyszeniem Prasy Wojskowej i Centrum Przywództwa Zorientowanego na Ludzi i Polityki Obronnej, zaprosił uczestników na „Wiedeńską Konferencję Strategiczną 2021”. Konferencja miała dwa główne tematy: „Wzmocnienie i ochrona demokracji” oraz „Demokracja i potencjał strategiczny”.
Powinna odbyć się konkretna dyskusja na temat tego, czy „systemy autorytarne mogą być bardziej sprawne strategicznie niż zachodnie systemy pluralistyczne” i czy „zachodnia demokracja może popaść w systemowy deficyt strategiczny”, jeśli nie uda jej się „dostosować do szybko zmieniającego się systemu wartości”. Wysoko postawieni przedstawiciele wojskowi z Polski, Szwecji, Niemiec, Izraela i Węgier zastanawiali się, czy „pierwsze dialektyczne podejście do rozwiązania” mogłoby polegać na „reorientacji”, na przykład „poprzez zwiększone wysiłki na rzecz edukacji humanistycznej”. Zmiana ta powinna „iść wystarczająco daleko, aby zapewnić, że zasada demokratyczna przetrwa w swojej istocie i pozostanie funkcjonalna”. Nie ma to w żadnym wypadku oznaczać odejścia od zasad demokratycznych, które zgodnie z tą logiką powinny prowadzić do większych możliwości strategicznych, lecz wiązałoby się z ceną, której oświecone, kierujące się wartościami społeczeństwo nie powinno pod żadnym pozorem płacić.
Konferencja odbyła się pod auspicjami pandemii koronawirusa . Poprzednia konferencja musiała zostać odwołana z powodu całkowitego zamknięcia. Teraz wskazano, że „regulamin 3G (wyzdrowienie, testowanie, zaszczepienie) jest warunkiem wstępnym uczestnictwa”. Uczestnicy powinni podać dokładne godziny swojego uczestnictwa, „aby zapewnić jak najlepsze wykorzystanie maksymalnej liczby miejsc dozwolonych przez przepisy dotyczące koronawirusa”.
Pod wrażeniem perturbacji społecznych wywołanych pandemią koronawirusa, mówcy szukali sposobów wyjścia z dylematu walki z niewidzialnym wrogiem bez konieczności całkowitej rezygnacji z podstawowych praw. Ekspert wygłosił wykład na temat „Demokratyczno-partycypacyjnego zarządzania kryzysowego: To nie działa nawet w przedszkolu!” Kolejny wykład nosił tytuł: „Pilna uwaga: Rekonfiguracja demokracji”. Inny tytuł brzmiał: „Konstruktywne zarządzanie niepewnością jako wyzwanie dla państwa, społeczeństwa i wojska”.
Aby dowiedzieć się, czy „zasada demokratyczna” jest możliwa do zastosowania w globalnej walce „systemów”, prelegenci i uczestnicy przeanalizowali zachowania społeczne w czasie pandemii. Dziś wiadomo, że dla wielu rządów na Zachodzie drakońskie działania rządu chińskiego były miarą wszystkiego. Jednak wojsko nie działało ideologicznie. Trzeźwo i bezlitośnie analizowali zachowania poszczególnych uczestników życia społecznego. Eksperci z naukowym spokojem ocenili, w jakim stopniu poszczególne instytucje podporządkowały się nieznanym im wymogom politycznym. Pod tytułem „Demokratyczny duch w czasach kryzysu. Błędne ścieżki fałszywej solidarności mediów” berliński socjolog Armin Triebel zwrócił się do Berliner Zeitung i jego relacji na temat środków związanych z koronawirusem. Triebel przeanalizował 330 artykułów, które ukazały się w wydaniu codziennym między końcem kwietnia a końcem grudnia 2020 r.
W swoim badaniu autor opisuje, jak podział w społeczeństwie nasilił się z powodu doniesień we wszystkich mediach: „Wraz z wprowadzeniem obowiązkowego noszenia maseczek w kwietniu 2020 r. rozpoczął się pierwszy wątek dyskursu: „rozsądny” obywatel tutaj, głupek naprzeciwko niego. Drugi wątek dyskursu politycznie kategoryzował kontrast i dzielił populację na rozsądnych obywateli i teoretyków spiskowych. Trzeci wątek dyskursu jesienią 2020 r. ustanowił sugestywne powiązanie z dyskursem antysemityzmu: krytyk działań rządowych zbliżył się do antysemitów”.
Ten ogólny trend miał również wpływ na relacje Berliner Zeitung. Triebel pisze: „Kodowanie i liczenie artykułów dotyczących zachowań w Berliner Zeitung pokazuje, że gazeta była mocno zaangażowana w ten podziałowy wysiłek w 2020 r. Tylko trzy procent artykułów było w jakikolwiek sposób krytycznych wobec polityki rządu. Dobra ćwierć artykułów stwierdzała, że podział w społeczeństwie jest wyraźnie dany. Sześć procent samych artykułów podsycało go, czasami elokwentnie, najpierw wyśmiewając odmienne opinie, a następnie spychając je najpierw na margines moralny, a później polityczny”. Jesienią 2020 r. Triebel w końcu zauważył „pewną zmianę kursu” „w kierunku bardziej zdystansowanego relacjonowania”. Analizę Triebela można przeczytać w antologii „International Perspectives in the 21st Century” wydanej przez Jan Sramek Verlag.
Gotowość mediów do poddania się wąskiemu korytarzowi informacyjnemu nie odpowiada obrazowi wolnej prasy w otwartym, demokratycznym społeczeństwie. Ich często niepotrzebne podporządkowanie się było również kontrproduktywne, według Armina Triebela: „Wbrew planom pandemia koronawirusa nie doprowadziła do większej solidarności społecznej i nie powstrzymała obawianej erozji solidarności społecznej. Próba zjednoczenia populacji zjednoczoną wolą poprzez drastyczne przedstawianie niebezpieczeństwa i stosowanie moralizatorskiej koncepcji solidarności doprowadziła zamiast tego do aktywacji obrazów wroga i powstania wrogich grup „my”. Poprzez tworzenie strachu moralność została obdarzona siłą przymusu”.
W burzliwej historii Berliner Zeitung lata koronawirusa były czasem szczególnym – jak dla wszystkich mediów: chociaż formalnie praca była w 100 procentach darmowa, nagle stała się ciężka. Prezydent Francji Emmanuel Macron ogłosił, że świat jest w stanie wojny z wirusem. Większość mediów przyjęła tę uspokajającą sytuację z ulgą: nagle kwestionowanie rządowych ogłoszeń nie było już tak ważne – w końcu była to kwestia życia i śmierci. Wróg był niewidzialny i można go było wykryć wszędzie. Kryzys dotknął wiele mediów w momencie, gdy od lat zmniejszała się liczba redaktorów naczelnych posiadających wiedzę naukową, a także redaktorów naczelnych z wykształceniem ogólnym. W wielu firmach zapory między redakcjami a wydawcami stały się bardzo przepuszczalne. W okresie koronawirusa wiele mediów utrzymywało się na powierzchni dzięki reklamom rządowym – kto chciałby się temu sprzeciwić? Presja na wydawców, aby zachowali niezależność, była ogromna: niewielu miało odwagę jej się przeciwstawić.
O Berliner Zeitung można powiedzieć: Holger Friedrich stał jak skała w falach. Zadbał o różnorodność i umożliwił zespołowi redakcyjnemu przygotowanie zróżnicowanych reportaży. Zakładając sekcję Open Source, otworzył gazetę na poglądy odmienne od głównego nurtu. Pomagali nam także odważni rozmówcy, którzy już na początku wyszli z ukrycia i wnieśli uzasadniony wkład. Pisarka Daniela Dahn z mądrym esejem na temat empatii , dziennikarz Heribert Prantl z pełnymi pasji apelami o czujność , internistka Stefanie Holm z informacjami na temat strachu , młoda prawniczka Jessica Hamed z jasnymi apelami o prawa podstawowe , filozof Michael Andrick jako niestrudzony napominacz i ostrzegający przed niepożądanym rozwojem sytuacji.
Gazety od pewnego czasu zmagają się z pewnym problemem: prawie żadna redakcja nie jest przygotowana do kompetentnego zajmowania się skomplikowanymi tematami, nieznanymi wirusami czy nowymi rodzajami szczepionek. Jednocześnie media współcześnie podlegają absurdalnej, sztucznej presji czasu. Pozostawia ich to bezbronnymi na łasce potężnej machiny PR-owej polityków, lobbystów i firm. Zostają zalani narracyjną falą tsunami, której niemal nie sposób się oprzeć. Wiele osób ostatecznie pisze to, co inni chcieliby, aby zostało wydrukowane lub opublikowane w Internecie. Organy autorytarne, takie jak weryfikatorzy faktów, informatorzy lub algorytmy mające na celu promowanie dobrego zachowania, podważają fundamenty wolnej prasy i niepostrzeżenie ją niszczą. Większość redakcji działała podobnie jak Instytut Paula Ehrlicha: z powodu braku własnych zasobów monitorowane przez nich leki były im przesyłane przez producentów. Niezapowiedziana kontrola na miejscu? Nic. Za działalność medialną odpowiadały przede wszystkim firmy farmaceutyczne. Finansowali naukowców, czasami pośrednio. Ci naukowcy przedstawiali się jako „eksperci” często przytłoczonym redaktorom i czasami uciekali się do aktywnej interwencji: w wiadomościach e-mail pojawiały się jawne groźby, jeśli pewne artykuły nie zostaną natychmiast usunięte. Z szacunku dla ekspertów wielu dziennikarzy zadawało tylko pytania „nie budzące podejrzeń”, czyli twierdzące. Gdy eksperci nabrali pewności siebie, byli zazwyczaj w stanie szczerze odpowiedzieć nawet na krytyczne pytania. Największym wyzwaniem dla dziennikarstwa – i najwyraźniej nie zmieniło się to zbytnio przez ostatnie 80 lat – jest i pozostaje, w czasie każdego kryzysu, poszczególny dziennikarz: musi pokonać swoje lęki, nie może bać się izolacji społecznej i nie powinien unikać wewnętrznego sprzeciwu. Jednocześnie musisz stale zadawać pytania sobie i innym. W miarę jak społeczeństwa zachodnie „przeorientowują się” w obliczu ogólnoświatowego trendu ku autorytaryzmowi, muszą być elastyczne, jeśli chodzi o nowe technologie; i uparty jak koza, gdy atakowana jest wolność prasy.
Dr Michael Maier jest redaktorem Berliner Zeitung .
Czy masz jakieś uwagi? Napisz do nas! [email protected]
Berliner-zeitung