Reżyser Bob Wilson, artysta światła i prostoty, zmarł w wieku 83 lat
Reżyser, artysta wizualny i aktor zmarł w czwartek 31 lipca w stanie Nowy Jork. Wniósł swój charakterystyczny styl zarówno do teatru, jak i opery.
Robert M. Wilson, znany wszystkim po prostu jako Bob Wilson, zmarł w czwartek w wieku 83 lat, ogłosiła jego rodzina. Reżyser o tak charakterystycznym stylu, którego twórczość odcisnęła piętno zarówno na teatrze i operze, wielkich klasykach, jak i na współczesnych autorach. Zmarł spokojnie w czwartek, 31 lipca, w wieku 83 lat, po krótkiej, ale poważnej chorobie, jak poinformowało Centrum Sztuki, które założył w Watermill w stanie Nowy Jork.
Robert Wilson jest jak ocean. Tak naprawdę nie wiemy, jak go przepłynąć, nie wiemy, przy którym doku zacumować. Jeśli odwołamy się do znanej encyklopedycznej strony internetowej, w sekcji „działalność” wymienimy następujące aktywności artysty – załóż kamizelkę ratunkową: reżyser, performer, wideograf, malarz, twórca instalacji, filmowiec, scenarzysta, choreograf, aktor, architekt, dramatopisarz, scenograf, ilustrator, projektant oświetlenia. Czy lista jest wyczerpująca? Nie.
Przeczytaj także Roberta Wilsona: „Wiele zawdzięczam Francji”
Pomiń reklamęTak, ten człowiek jest oceanem, więc dlaczego nie zacząć od najbardziej klasycznego, najzimniejszego, co dałoby mniej więcej tyle: Robert - "Bob" dla przyjaciół i kilku innych - Wilson, jeden z najwybitniejszych artystów teatru i sztuk wizualnych, urodził się w Waco 4 października 1941 roku. Po studiach na Uniwersytecie Teksańskim i szkoleniu jako artysta plastyk w Brooklynie , założył w połowie lat 60. kolektyw Byrd Hoffman School of Byrds w Nowym Jorku i rozwinął swoje pierwsze emblematyczne dzieła, których spojrzeniem był głuchy (Deafman Glance, 1970) i listem do królowej dla królowej Wiktorii , 1974-1975).
Wraz z kompozytorem Philipem Glassem napisał operę w czterech aktach i dziewięciu „Einstein na plaży” (1976). Skąd ten dziwny tytuł? Cóż, po prostu dlatego, że uderza, że niewiele znaczy i że jest po prostu piękny. Tytuł, o jakim marzyli wszyscy artyści. Błękitna ogromność jego scenicznych funduszy, hieratyczne, japońskie postacie, stały się dziś obowiązkowymi figurami zachodniego teatru lirycznego. Bob Wilson nie cofa się przed żadną zuchwałością: od Straussa po Wagnera, od Mozarta po Glucka, od Pucciniego po Debussy'ego.
Robert Wilson współpracował z wieloma pisarzami, takimi jak Heiner Müller, Susan Sontag, William Burroughs, oraz muzykami, takimi jak Tom Waits, Lou Reed, David Byrne, Laurie Anderson, Jessye Norman i Anna Calvi. To powinno wystarczyć na całe życie, ale to tylko wierzchołek góry lodowej twórczości Wilsona. W świecie teatru pozostawił po sobie ślad w takich arcydziełach jak „Ostatnia taśma ” Becketta, „Opera za trzy grosze” Brechta, „Faust” Goethego, „Odyseja ” Homera, „Bajki ” La Fontaine’a i oczywiście William Szekspir…
Bob Wilson przesunął granice teatru zarówno w przestrzeni, jak i w czasie. Na przykład, „Życie i czasy Józefa Stalina”, które trwało 12 godzin, zostało zapamiętane, podobnie jak „KA MOUNTAIN AND GUARDIAN TERRACE”, które zostało wystawione na szczycie góry w Iranie i trwało siedem dni.
Jako dziecko powtarzał sobie, że chce zostać królem Hiszpanii. Jedno jest pewne: jąkał się i był nauczycielem tańca w Waco – niejaką Bird „Baby” Hoffman – która pomogła mu przezwyciężyć niepełnosprawność. Ma jeszcze jedną słabość: jest gejem, a bycie gejem w Teksasie w tamtych czasach było słabością , która niekoniecznie stawiała go w centrum uwagi. Urodzony w konserwatywnej rodzinie, bardzo wcześnie poznał moce zła i podstępne wykluczenia. Jeśli chodzi o bywanie w teatrach, „to był grzech”. „Bob” bardzo odszedł, ale szybko będzie miał wszystko, czego potrzeba. Zacznijmy więc od słynnego spojrzenia głuchego , spektaklu, który zapoczątkował karierę Wilsona. Wszystko wydaje się już na swoim miejscu.
Pomiń reklamę„Bob, kiedy umrzesz, pochowaj się we Francji!”
Michel Guy, Minister Kultury0
Głuche spojrzenie jest zatem jego pierwszym mistrzowskim posunięciem. Zaprezentowane w 1971 roku na Festiwalu w Nancy, gdzie na stałe zapisało się w pamięci widzów. To wyjątkowe przedstawienie wprowadza Boba Wilsona na scenę międzynarodową. Mając zaledwie 27 lat, młody reżyser, który bywa w nowojorskiej awangardzie (kościół La Judson, La Factory de Warhol), kreuje wydarzenie: przedstawienie trwa siedem godzin, a Aragon, w pośmiertnym liście do André Bretona, opublikowanym w francuskich listach, pisze, że nie ma „niczego piękniejszego na tym świecie”. I tyle. Od tamtej pory wpływ Wilsona nieustannie się rozprzestrzeniał. Lista artystów, których sztuka naznaczyła, jest niemała: Patrice Chéreau, Roger Planchon, Georges Lavaudant, Carmelo Bene, żeby wymienić tylko kilku. Jego wizje to prawdziwa rewolucja artystyczna, która pozwala Susan Sontag powiedzieć, że kariera Boba Wilsona „ nosi znamię wielkiego dzieła artystycznego. Nie widzę żadnego innego dzieła, które byłoby tak rozległe i miałoby tak duży wpływ ”. W rzeczywistości jego twórczość jawi się jako jedna z głównych mitologii naszych czasów.
Jednym z kluczy do jego sztuki jest taniec. Robert Wilson bardziej interesuje się choreografiami George'a Balanchine'a i Merce'a Cunninghama niż teatrem. Na początku swojej drogi chciał, aby widzowie postrzegali jego dzieła jako taniec. Mówiąc dokładniej, obraz stanowi punkt wyjścia jego twórczości. Termin „Teatr Obrazów”, który charakteryzuje jego estetykę i z różnym powodzeniem opisywał wiele spektakli i artystów od jego narodzin, został stworzony specjalnie dla niego (Bonnie Marranca, Teatr Obrazów, 1977). Jedną z głównych cech jego estetyki jest sposób pojmowania czasu i przestrzeni. Począwszy od „Spojrzenia Głuchego” , jego spektakle stały się ruchomymi obrazami, które bawią się rozciąganiem czasu, dążąc do wywołania doświadczenia, a nie do opowiadania historii. Doświadczenie medytacji (nie w sensie religijnym), które pobudza wewnętrzne wizje i stawia wyobraźnię na pierwszym miejscu, pozostawiając czas w czasie, pozwalając gestowi rozwinąć się, w obrazie pojawiania się i znikania. W spektaklach Wilsona jest coś dosłownie zdumiewającego. Tę zasadę lepiej rozumiemy, gdy poznamy projekt, który doprowadził do powstania „głuchego spojrzenia”. Spektakl „Speechless” miał na celu zgłębienie wszechświata głuchego dziecka, Raymonda Andrewsa, który „myślał obrazami”. Stąd ten oniryczny wymiar, który króluje w spojrzeniu głuchego, seria żywych obrazów operujących logiką skojarzeń, choć niejednorodnych. Spektakl jest zatem konstruowany przez kondensację i efekty ruchu. Siedemdziesięciu aktorów obecnych na planie jest traktowanych na tej samej płaszczyźnie co przestrzeń, muzyka i światła. Robert Wilson rezygnuje z ekspresyjności na rzecz czystego ruchu, demonstrując nieufność wobec jakiejkolwiek logiki interpretacyjnej. „Spojrzenie głuchego” można odczytać z perspektywy czasu jako manifest twórcy, którego cała twórczość naznaczona była wymogiem teatralnych poszukiwań, gdzie emocje estetyczne rodzą się z wizualnej mocy.
Jeśli chodzi o operę, wystawił między innymi Peleasa i Melisandrę Debussy'ego, Madame Butterfly Pucciniego, La Traviatę Verdiego. Istnieje szczególny rodzaj wilsonowskich operomaniaków . Cisza, piękno scenerii i niezrównany, uczony spokój postaci przeszły do legendy, a Francja ma z tym wiele wspólnego: „Uwielbiam Paryż. Uwielbiam Francję” – wyjaśnił w 2019 roku w wywiadzie dla „Le Figaro” . „Jestem bardzo wdzięczny Francji, ponieważ to tutaj moja praca została zrozumiana. To było w 1971 roku. Od tego czasu, oczywiście, pracowałem nie tylko we Francji. Ale zarówno w teatrze, jak i w operze, a nawet w Luwrze, jestem ceniony. Wiele zawdzięczam waszemu krajowi. I osobowościom, które mnie wspierały. W szczególności Michelowi Guyowi, który powiedział mi: „Bob, kiedy umrzesz, pochowaj się we Francji!”.
Jego bardzo osobisty styl mógł tylko fascynować lub irytować. Jego przeciwnicy nie są czuli, co jest raczej dobrym znakiem. Ten niezwykły twórca obrazów i barw będzie fascynował swoich miłośników przez długi czas. To nie w Odeonie ani w Athénée Paryżanie docenili – albo i nie! – jego ostatnią produkcję: to w Théâtre de la Ville wystawił Pessoę, od czasu I've Been Me , z udziałem między innymi Marii de Medeiros, i był to rodzaj małego cudu. Bez wielkiej pretensjonalności. Krótki spektakl, który ocierał się o pantomimę i przypominał nam erę kina niemego. Historia słów, niemal bez słów. Podobnie jak Fernando Pessoa, „Bob” Wilson znał w swoim gatunku wiele twarzy. Ale kim był Robert Wilson? Być może znajdziemy pewne wskazówki w jego najczęstszych odniesieniach (jest ostrożny wobec teatru) do malarstwa (Paul Cézanne, Barnett Newman), muzyki i śpiewu (John Cage, Marlene Dietrich), tańca (Isadora Duncan, Martha Graham George Balanchine, Jerome Robbins), nie zapominając o kinie (Charlie Chaplin, Andy Warhol). Nie znajdujemy ich dzięki jego oczom - eleganckiej elegancji póz - ale także muzykalności.
lefigaro