Oficjalna polityka handlowa Trumpa ma być tak niespójna, jak to tylko możliwe

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
To Dzień Taryf Celnych , dzień, w którym prezydent Donald Trump zapowiedział nałożenie surowych ceł na kraje, które nie podpisały korzystnych dla gospodarki USA umów handlowych. Niezależnie od ogólnego poglądu na temat ceł, konkretne groźby i działania Trumpa stanowią przykład niespójności – wynikającej z osobistej urazy, bezwstydnego wymuszenia, słabego zrozumienia globalnych łańcuchów dostaw i stylu myślenia pozbawionego wymiaru strategicznego.
Po pierwsze, są nieścisłości. Na początku tego tygodnia Trump upierał się, że termin 1 sierpnia jest nienaruszalny – a następnie, dzień przed jego wejściem w życie, zezwolił Meksykowi na 90-dniowe przedłużenie (powtarzając opóźnienie, na które zezwolił Meksykowi i Kanadzie tuż przed podobnym terminem na początku tego roku), co sprawiło, że reszta świata zaczęła się zastanawiać, jak poważne są te zagrożenia.
Po drugie, osiągnięte dotychczas umowy handlowe wcale nie są tym, na co wyglądają . Trump ogłosił, a większość amerykańskich mediów należycie donosiła, że Japonia uniknęła wyższych ceł, zgadzając się na utworzenie funduszu inwestycyjnego o wartości 500 miliardów dolarów, nad którym Trump miałby sprawować kontrolę, a z którego Skarb Państwa USA miałby dzielić połowę zysków. Oficjalna interpretacja umowy przez Japonię nie zawierała takiego sformułowania, jednak doniesienia medialne podsyciły nieufność i debatę w parlamencie Tokio, który i tak pogrążył się w chaosie po tym, jak wybory przywróciły opozycję do izby wyższej. Ładnie, jak na głównego sojusznika Ameryki w Azji.
Podobnie, Unia Europejska rzekomo zgodziła się na porozumienie, które miałoby znacząco zwiększyć zakupy paliwa i sprzętu wojskowego od Stanów Zjednoczonych. Jednak wstępne doniesienia prasowe pominęły trzy istotne szczegóły. Po pierwsze, określona ilość paliwa przekracza europejski popyt; UE nie kupuje broni (zakupy te są dokonywane przez poszczególne rządy); a w oficjalnym komunikacie UE zaznaczono pogrubioną czcionką, że porozumienie „ nie jest prawnie wiążące ”. Innymi słowy, UE mówiła: zrobimy, a nie zrobimy, to, co chcemy.
Inne kraje – i, miejmy nadzieję, amerykańskie uniwersytety, z których Trump pozyskał fragmenty, aby uniknąć surowszej kary – mogłyby wyciągnąć z tego lekcję: można oszukać Trumpa, o ile wygląda na to, że wygrał bójkę, choćby na chwilę. Kiedy już zrobi się pierwsze wrażenie, straci zainteresowanie; można zająć się swoimi sprawami. Jak zauważył pewien japoński urzędnik: „ Jeśli niczego nie złożymy na piśmie, nie musimy spełniać żądań Trumpa ”.
Po trzecie, głównym celem Trumpa w tym wszystkim są Chiny, które rzeczywiście mają historię nieuczciwej polityki handlowej i należy się z nimi rozprawić w taki czy inny sposób, ale jego skłonność do traktowania relacji jako odosobnionych transakcji niweczy wszelkie potencjalne wpływy, jakie mógłby mieć.
Na przykład Trump ogłosił dziś, że nałoży 40-procentowe cło nie tylko na niektóre towary z Chin, ale także na przeładunek towarów, które przemieszczają się z Chin przez państwo trzecie, a następnie trafiają do Stanów Zjednoczonych. Ma to być dodatek do ceł, które mogły już zostać nałożone na strony zaangażowane w proceder.
Jednak niedługo potem, podczas wizyty w Białym Domu, zapewnił prezydenta Filipin Bongbonga Marcosa, że może swobodnie utrzymywać dobre stosunki z Chinami, ponieważ Stany Zjednoczone również utrzymują dobre stosunki z Chinami.
Relacje USA–Chiny są skomplikowane. Oba kraje mają wspólne interesy w niektórych dziedzinach, a sprzeczne w innych. Zarządzanie tymi dwoma grupami interesów wymaga połączenia współpracy i konfrontacji. To trudne zadanie. Jednak nakładanie na Chiny surowych kar ekonomicznych, przy jednoczesnym zachęcaniu jednego z naszych bliskich azjatyckich sojuszników do działania przeciwnego, to przepis na dezorientację i samoporażkę.
Po czwarte, niektóre cła osłabiają amerykański przemysł, któremu Trump twierdził (i prawdopodobnie naprawdę wierzył), że pomogą. Amerykańscy producenci samochodów – uważani za największych beneficjentów ceł – w rzeczywistości cierpią, zmuszeni do podnoszenia cen, ponieważ importują wiele części zamiennych z Chin i innych krajów, których import jest opodatkowany. To samo dotyczy, lub wkrótce będzie dotyczyć, wielu amerykańskich firm elektronicznych, które również polegają na zagranicznych dostawcach kluczowych części. Niektóre z tych firm – w tym mała firma z Minnesoty produkująca głośniki, o której napisał „New York Times” – mogą przenieść swoją działalność, być może do Kanady, aby uniknąć płacenia wyższych cen za te części. To – nieuchronny skutek ogromnego powiązania globalnego łańcucha dostaw – jest dokładnie odwrotnym skutkiem, jaki zamierzył Trump.
Wreszcie, ci, którzy szukają sensu w polityce handlowej Trumpa, będą jeszcze bardziej zdumieni oczywistym faktem, że wiele z jego działań wynika z czystej, osobistej złośliwości. Zagroził nałożeniem 50-procentowego cła na Brazylię, jeśli jej rząd nie wycofa zarzutów karnych wobec byłego prezydenta Jaira Bolsonaro, który został uwięziony za planowanie zamachu stanu. Bolsonaro był przyjacielem i sojusznikiem Trumpa, dlatego jego aresztowanie i oskarżenie – jak to ujęto w nadzwyczajnym dekrecie Trumpa w sprawie ceł – „zagraża bezpieczeństwu narodowemu, polityce zagranicznej i gospodarce Stanów Zjednoczonych”.
To połączenie Don Corleone („ Złożę ci ofertę, której nie możesz odrzucić”) i King Louis
Obecny prezydent Brazylii, Luiz Inacio Lula da Silva, otwarcie sprzeciwia się naciskom Trumpa . Może to robić po części dlatego, że Brazylia nie jest zbytnio zależna od Stanów Zjednoczonych w handlu. Jednak mściwy ruch Trumpa jest nie tylko nieskuteczny, ale także szkodliwy dla interesów USA. Wzmocnił popularność Luli w kraju i wywołał falę wrogości wobec aroganckiego giganta na północy. Otworzył również rynek dla Chin , których urzędnicy handlowi przerzucili je do Brazylii zaledwie kilka godzin po opublikowaniu edyktu przez Trumpa. (To kolejny przykład, w którym nawet odrobina strategicznego myślenia mogłaby zapobiec poważnemu kryzysowi polityczno-gospodarczemu).
Kanada, niestety, nie cieszy się taką samą izolacją od gospodarki amerykańskiej. Dlatego, gdy premier Mark Carney ogłosił, że Kanada uzna państwo palestyńskie, pośród doniesień o powszechnym głodzie wywołanym przez Izrael w Strefie Gazy, Trump zapowiedział kontratak w postaci 35-procentowych ceł na północnego sąsiada. Trump, którego irytuje to, że Kanadyjczycy śmieją się z jego pragnienia uczynienia z Kanady 51. stanu, mógł po prostu szukać pretekstu. Carney sprytnie uniknął ceł w swoim ostatnim starciu z Trumpem, zgadzając się na pewne działania, które już wcześniej podejmował. Warto zauważyć, że 147 ze 193 państw członkowskich ONZ uznaje niepodległość Palestyny, a mimo to Trump nie podał tego jako powodu do nałożenia ceł na żadne z nich.
Możliwe, że działania Trumpa, zwłaszcza wobec Brazylii i Kanady, są nielegalne. Sędzia federalny rozważa obecnie, czy uznać wszystkie jego cła za nielegalne. Pytanie brzmi, czy Trump się tym przejmuje – czy będzie nadal forsował cła, niezależnie od tego, co powie któryś sędzia – i co reszta świata zrobi w zamian.
Stany Zjednoczone przewodziły w tworzeniu międzynarodowego systemu finansowego pod koniec II wojny światowej, głównie dlatego, że wolny handel wydawał się najlepszym sposobem na pobudzenie amerykańskiej gospodarki i promowanie amerykańskich interesów na całym świecie (a przynajmniej w „wolnym świecie”). Nie jest to już tak oczywiste; deindustrializacja (zwłaszcza w obliczu niższych płac w innych krajach) i wzrost konkurencji gospodarczej (zwłaszcza Chin) sprawiły, że niektóre przepisy stały się niekorzystne dla naszych interesów. To właśnie sprawiło, że cła i inne formy protekcjonizmu stały się atrakcyjne – a w niektórych starannie dobranych przypadkach uzasadnione.
Ale nikomu, a już na pewno nie Amerykanom, nie służy to, zamieniając Stany Zjednoczone w mocarstwo stosujące przymus i zamieniając całą globalną gospodarkę w pole łowieckie dla mściwych eskapad jednego prezydenta. Wiele krajów może być zmuszonych do poddania się w krótkim okresie, ale będą one planować – już planują – ścieżki zemsty i oporu: wzajemne cła lub bojkoty tam, gdzie im się uda (spróbujcie znaleźć bourbon z Kentucky lub kalifornijskie ziny w kanadyjskim sklepie monopolowym); nowe łańcuchy dostaw, które celowo omijają Stany Zjednoczone; uleganie alternatywnym dostawcom, w tym Chinom, których wpływów woleliby unikać, aby uniknąć szantażu Trumpa.
Trump zmienia świat, ale nie w sposób, jaki sobie wyobraża.
