Republikanie mogą żałować przekrętu Trumpa w Columbii

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
W środę Uniwersytet Columbia zawarł porozumienie z administracją Trumpa w sprawie odmrożenia setek milionów dolarów finansowania badań, które rząd nielegalnie zablokował. Zgodnie z porozumieniem , Columbia zapłaci rządowi federalnemu grzywnę w wysokości 200 milionów dolarów oraz kolejne 21 milionów dolarów na ugodę w sprawie dyskryminacji w zatrudnieniu. Uniwersytet będzie informował Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego o każdym wydaleniu, zawieszeniu, a nawet aresztowaniu studenta zagranicznego. Uniwersytet zlikwiduje również swoje inicjatywy DEI i zezwoli na inwazyjną kontrolę swojego programu studiów bliskowschodnich.
Mark Joseph Stern rozmawiał o tym tchórzliwym poddaniu się bezczelnemu, bezprawnemu zagrożeniu i jego mrocznych konsekwencjach dla wolności akademickiej z Jayem Willisem z Balls and Strikes w tym tygodniu w dodatkowym odcinku Slate Plus programu Amicus . Zapowiedź ich rozmowy, poniżej, została zredagowana i skrócona dla większej przejrzystości.
Mark Joseph Stern: Ta umowa była powszechnie nazywana „ugodą”, ale tak naprawdę nie jest to ugoda prawna w tradycyjnym sensie. To raczej kapitulacja wobec pozaprawnych metod zastraszania, najwyraźniej mających na celu ukaranie Columbii za wypowiedzi, których ta administracja nie toleruje. Zastanawiam się, co sądzisz o tym, jako o pierwszej umowie podpisanej między administracją Trumpa a uniwersytetem, który najwyraźniej chce zniszczyć.
Jay Willis: Na początku chciałbym powtórzyć, jak absurdalne i żenujące jest to, że musimy udawać, że ruch polityczny i ideologiczny, który sprzyja antysemitom, bigotom i rasistom, jest zaniepokojony traktowaniem żydowskich studentów na elitarnych kampusach uniwersyteckich. To jest całkowicie niepoważne. Zapewniam was, że gdyby administracja Trumpa i konserwatywni cheerleaderzy nie odnosili tego do protestów w Strefie Gazy, przedstawiliby to jako coś innego na karcie bingo Newsmax. Chodziłoby głównie o transpłciowych sportowców w sporcie lub coś w tym stylu.
Ale tak właśnie administracja Trumpa formułuje swój atak na szkolnictwo wyższe. I naprawdę uważam, że właśnie tak trzeba na to patrzeć – jako na atak na szkolnictwo wyższe. Odzwierciedla to długotrwały konserwatywny sceptycyzm wobec wiedzy specjalistycznej, informacji, edukacji oraz przekonanie, że prawdziwym kryzysem amerykańskiej edukacji jest niedoreprezentacja Republikanów na kampusach uniwersyteckich. Uważam, że administracja Trumpa przedstawia swoją „ugodę” z Columbia jako wzór dla tego, co chce zrobić z innymi uczelniami w przyszłości. Krytyka tych uczelni zawsze opiera się na tym, że są to w zasadzie fundusze hedgingowe inwestujące w nieruchomości, działające w drogich miastach, które czasami przyznają dyplomy nieudanym szkołom przygotowawczym. A Columbia, po prostu nie radzi sobie z tymi zarzutami. Gdy po raz pierwszy aspirujący autokrata pojawi się w twoich drzwiach i powie: „Robisz coś źle, zapłać mi dziewięciocyfrową ugodę, bo inaczej”, twoja odpowiedź będzie brzmiała: „Gdzie mamy podpisać umowę, panie Trump?”. Przyznajesz, że wszystko, co robisz, to rozdawanie pustych dokumentów.
Chciałbym zgłębić aspekt prawny tego zagadnienia przedstawiony w artykule profesora Davida Pozena z Columbia Law School w „Chronicle of Higher Education”. Pozen pisze : „Umowa nadaje formę prawną schematowi wymuszeń – pierwszemu w swoim rodzaju! – który podważa odpowiednie ustawy, a także konstytucyjny podział władzy i Pierwszą Poprawkę”. Dodaje: „Rząd federalny dąży do przekształcenia wewnętrznego funkcjonowania uniwersytetów nie poprzez ogólnie obowiązujące dyrektywy, ale poprzez serię dwustronnych „umów”. Administracja Trumpa jasno dała do zrozumienia, że chociaż Columbia jest pierwsza w kolejce, zamierza zawrzeć porównywalne porozumienia z innymi uczelniami – aby przełożyć wymuszenia na Columbia i przekształcić je w szerszy model zarządzania uniwersytetami uznanymi za zbyt świadome”.
To naprawdę do mnie przemówiło, bo wciąż myślałem o tym, co się stanie, jeśli za cztery lata administracja AOC postanowi nielegalnie odciąć miliony dolarów federalnego finansowania Baylor lub innego chrześcijańskiego uniwersytetu, który otrzymuje federalne pieniądze z podatków, i powie: „Dopóki nie pozbędziecie się swojego wydziału studiów chrześcijańskich i nie zagwarantujecie absolutnej równości studentom LGBTQ poprzez serię inicjatyw, które albo zatwierdzimy, albo odrzucimy, nie będziecie już mieli dostępu do pieniędzy, które Kongres przyznał wam w drodze procedury konstytucyjnej”. Myślę, że reakcja na prawicy nie byłaby tak entuzjastyczna [choć stanowi to precedens]. A jednak tutaj widzicie prawicę podskakującą z zachwytu, że administracja Trumpa całkowicie ominęła prawo federalne i Pierwszą Poprawkę, aby zmusić Columbia do podporządkowania się linii Trumpa i dostosowania swojej polityki do tego, czego Trump by chciał, gdyby Trump University faktycznie wystartował.
Uderza mnie, że istnieje analogia do jego wyłudzeń od kancelarii prawnych. W jego zarządzeniach wykonawczych, w części, w której ktoś z funkcjonującym mózgiem miałby opisać, co kancelaria zrobiła źle, zarządzenia wspominają jedynie o luźnych powiązaniach między kancelariami i, na przykład, o śledztwie Muellera. Oskarżają firmy o praktykowanie DEI i zatrudnianie zbyt wielu osób czarnoskórych. To po prostu zbiór konserwatywnych skarg. I myślę, że to pokazuje, że te ataki na kancelarie prawne, podobnie jak ataki na uniwersytety, odzwierciedlają po prostu chęć prewencyjnego neutralizowania elitarnych instytucji, które stoją na drodze politycznej agendy Trumpa. Nie ma żadnego poważnego punktu spornego w tym, co robią te instytucje.
Zatem, jak mówi Pozen, nie ma żadnego zaangażowania Kongresu. Nie ma agencji administracyjnych, które zajmowałyby się tworzeniem przepisów w trybie „zawiadom i skomentuj” dotyczących warunków finansowania federalnego itd. To tylko daje Trumpowi szansę na publikację gniewnych tweetów i oczekiwanie, że administratorzy uniwersytetów otworzą swoje książeczki czekowe.
A teraz Columbia pokazała drogę innym tchórzliwym administratorom uniwersytetów, jak się poddać.
