LeBron James, Albert II i elektryczne łodzie wyścigowe: dzięki serii E1 Arabia Saudyjska chodzi po wodzie

Statek niczym z Gwiezdnych Wojen dryfuje po wodach Zatoki Monako. Jest ścigany. Za nim cztery smukłe rakiety z powłokami z włókna węglowego mkną nad morzem w… niemal całkowitej ciszy. Pomimo prędkości prawie 100 km/h, słychać jedynie odgłos rozbijania się o powierzchnię. Oczywiście, jeśli zignoruje się krzyki komentatorów sportowych dochodzące z głośników – jeśli jest coś, co łączy wszystkie zawody na świecie, to szaleństwo, które ogarnia komentatorów na żywo, gdy zbliżają się do mety. „Drużyna Drogby” wygrywa rundę. Tak, jak Didier Drogba, emerytowany reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej i kultowy strzelec bramek Chelsea. Rozczarowanie wśród fanów LeBrona Jamesa jest całkowite. Tak, amerykańskiego koszykarza! To ani dziwny sen, ani kamoulox: to drugi sezon Mistrzostw Świata E1, zawodów dla całkowicie elektrycznych łodzi wyścigowych.
Księstwo, przyzwyczajone do ryku silników Formuły 1, gościło pod koniec lipca swój futurystyczny, morski odpowiednik. Choć Grand Prix Monako również wibruje okrzykami pijanej publiczności – 200 000 odwiedzających co roku tymczasowo pięciokrotnie zwiększa populację – seria E1 (jeszcze?) nie przyciąga tłumów. Przed Yacht Club de Monaco, który jest zajęty przez dwa dni, Quai Louis II jest jednak wciąż czarny od ludzi, ale emocje są złudne. Pomiędzy
Libération