Grał w piątej lidze, zmiażdżył Polaków. Te obrazki mówią wszystko
Korespondencja z Żyliny
– Jak nastroje? – to pytanie na stadionie w Żylinie we wtorkowe popołudnie padało regularnie. Po dwóch bolesnych porażkach atmosfera wokół reprezentacji Polski do lat 21 nie była najlepsza i już nikt nie stwierdzał, że wierzy w niespodziankę. Wciąż mogliśmy mówić o nadziei, ale teraz chodziło już o coś innego. O walkę choćby o remis, o dobre spotkanie i brak kompromitacji. Tu też się pomyliliśmy.
– Pierwsza bramka, którą straciliśmy, była kuriozalna – tłumaczył Adam Majewski. Problem w tym, że takich kuriozalnych, wynikających z indywidualnych błędów goli straciliśmy w tym turnieju już naprawdę sporo. A tłumaczenie tego, co wydarzyło się później, to już w ogóle... kuriozum, no właśnie.
Stracony pierwszy gol? No trudno, to da się nadrobić. Polacy mieli taki plan, ale zdaniem selekcjonera... tak spięła ich chęć zwycięstwa, że aż od razu stracili piłkę. Wystarczyło kilkanaście sekund, strzał Francuza i nawet o godnym pożegnaniu z turniejem mogliśmy zapomnieć.
Djaoui Cisse później strzelił jeszcze jedną bramkę, a przy pierwszym trafieniu Francuzów asystował. Tego dnia wyglądał na boisku jak chłopak grający w szkole z dzieciakami młodszymi o kilka lat. Górował wzrostem, umiejętnościami i pomysłem.
– Skąd on się wziął? – pomyślałem wtedy. Odpowiedź mocno mnie zaskoczyła.
Francuzi jak na dobrej imprezie. To była przepaść21-latek to piłkarz Stade Rennais, ale ten sezon rozpoczął w... piątoligowych rezerwach. Dopiero później zaczął występować w Ligue 1, a tam rozegrał niewiele ponad tysiąc minut. Co więcej, do tej pory na mistrzostwach Europy na murawie spędził tylko minutę. A to, czego dokonał we wtorek w Żylinie, na pewno dobrze o nas nie świadczy.
W taki występ Cisse nie wierzyli też chyba sami Francuzi. Gdy spiker ogłosił, że to on został wybrany graczem meczu, rozpoczęło się święto. W zasadzie nie było innej opcji i tylko pomocnik mógł zostać wyróżniony, ale wówczas koledzy z reprezentacji podbiegli, zaczęli oblewać go wodą i świętowali, jakby właśnie zostali mistrzami Europy.
To zresztą nie wszystko. Skoro Djaoui Cisse zagrał tak dobrze, to został wytypowany do udziału w konferencji prasowej. A i to musiał być dla niego debiut, skoro dwóch piłkarzy poszło tam razem z nim, nagrywali wszystko i zadawali mu pytania.
21-latek odpowiadał na pytania, ale cała ta otoczka wyraźnie była dla niego nowa i nieco przytłaczająca. Koledzy mocno mu jednak pomogli i wszystko, co chwila kończyło się tak, że razem wybuchali śmiechem.
Kilkadziesiąt minut później niewiele się zmieniało. Trójkolorowi przebrnęli przez strefę mieszaną w takich nastrojach, jakby zmierzali na dobrą imprezę. Polacy tę imprezę właśnie kończyli. Problem w tym, że nie była dobra.
– W skali szkolnej dałbym nam trójkę. Przegraliśmy trzy mecze, nie ma mowy o pozytywnych ocenach – mówił Kacper Kozłowski.
A my niestety musimy się z tym zgodzić. Nasze nadzieje znów były spore, ale już mecz z Gruzją (1:2) pokazał nam, że łatwo nie będzie. Potem to już jednak, skoro jesteśmy w wątku imprezy, był tylko ciężki kac. Teraz nie możemy jednak zapytać – "czy warto było szaleć tak?".
przegladsportowy