Kiedy McDonald's wkracza do szpitala

Poświęć wystarczająco dużo czasu na przeglądanie internetu, a na pewno natkniesz się na zdjęcie mega-miejsca odpoczynku w Breezewood w Pensylwanii. To odcinek o długości około pół mili na drodze Route 30, po którym każdego roku przejeżdża 3,5 miliona samochodów i 1,5 miliona ciężarówek.
Zdjęcie — zrobione przez Edwarda Burtynsky'ego , artystę, który spędził cztery dekady poświęcone „świadczeniu o wpływie przemysłu ludzkiego na planetę” — czyta się jak parada korporacyjnych loga. Widzisz Denny'sa schowanego na parkingu Exxon, tuż za świecącymi złotymi łukami McDonald'sa . Ciężarówka dostawcza Wal-Martu skręca ostro w stronę Pizza Hut . A może to pobliski Quiznos lub Perkins. Przyjrzyj się bliżej, a loga się mnożą: znaki Taco Bell wznoszą się w oddali, Subway czai się za Starbucksem . To jak gra w późnego kapitalizmu „szukaj i znajdź”.
Okazuje się, że cała ta rozpiętość ma swoją przyczynę. Breezewood to niezręczny uścisk dłoni między autostradą międzystanową I-70 a autostradą Pennsylvania Turnpike, które prawie się spotykają, ale nigdy do tego nie dochodzi. W latach 50. XX wieku, kiedy budowano autostradę I-70, przepisy federalne zabraniały wykorzystywania rządowych pieniędzy do bezpośredniego połączenia bezpłatnej drogi z płatną. Jak wyjaśnił „New York Times” w 2017 roku , prawo to zostało później uchylone, ale aby je uszanować, planiści autostrad stworzyli węzeł o kształcie pętli, który pozwala kierowcom (teoretycznie) ominąć autostradę. Z tego powolnego, stałego strumienia ruchu narodził się ten mega-miejscowy przystanek.
Kiedy to zdjęcie trafiło do internetu, stało się swego rodzaju memem, symbolem jednolitości amerykańskiego krajobrazu. Typowe podpisy? „Tu się nie idzie, tu się ląduje”. Kilka geekowych żartów urbanistycznych o „rozlewaniu się zabudowy o niskiej gęstości”. I mój ulubiony: „Europejski umysł tego nie pojmie”.
W Breezewood można przynajmniej zrzucić winę za przeciążenie korporacyjne na dziwactwa podróży międzystanowych: jest tu jednocześnie wszędzie i nigdzie, idealne miejsce dla połączenia Denny's, Quiznos i Starbucks. Loga krzyczą o uwagę, ale są tymczasowe – tankujesz, bierzesz kawę i ruszasz w drogę.
Ale co się dzieje, gdy nie można po prostu odjechać? Gdy ten rozległy, markowy krajobraz pojawia się nie na jakimś niezręcznym odcinku autostrady, ale w tej samej kawiarni, w której codziennie jesz lunch?
Na Reddicie na profilu r/latestagecapitalism krąży nowsze zdjęcie – migawka ze szkolnej stołówki w Teksasie. Na ścianach szyldy Sonic, Global Kitchen, The Iron Skillet i Jimmy John's tłoczą się niczym nieproszeni goście.
Tutaj jest trochę smutniej.
Ponieważ to, co kiedyś było ograniczone do przestrzeni granicznych, takich jak przystanki i lotniska, wkradło się w każdy zakątek życia publicznego, od szkół i szpitali po bazy wojskowe, tworząc środowisko zabudowane, które nie tylko zaciera tożsamość regionalną, ale także aktywnie szkodzi naszemu zdrowiu.
Eksperci są zgodni: byłoby lepiej, gdyby tych fast foodów znanych marek nie było. I według niedawnego badania większość Amerykanów podziela to zdanie, twierdząc, że miejsca takie jak szpitale nie powinny serwować ani czerpać zysków z fast foodów. Mimo to wciąż obwiniamy ludzi za niezdrowe nawyki, jednocześnie projektując świat, w którym niezdrowy wybór jest najłatwiejszy, najbardziej widoczny – i często jedyny.
***
Jedną z najbardziej uderzających rzeczy w nieustającym krążeniu po internecie zdjęcia z Breezewood jest chór komentarzy, które ono wywołuje: „Wygląda dokładnie jak parking niedaleko mojego rodzinnego miasta” albo „To dokładnie to, które znam”. To powtarzający się refren, który odwołuje się do czegoś zarówno pocieszającego, jak i niepokojącego — wspólnego krajobrazu identyczności rozciągającego się od wybrzeża do wybrzeża.
Ta wszechobecność nie jest dziełem przypadku. Krytyk kultury Umberto Eco dawno temu opisał amerykańskie pobocza dróg nie jako miejsce, a raczej spektakl, starannie wyreżyserowany obraz, w którym każda sieć fast foodów odgrywa swoją przypisaną rolę: kusić, urzekać i ostatecznie zachęcać do konsumpcji. Breezewood to prawdziwe arcydzieło w tym gatunku: rozległy, rozświetlony neonami teatr najbardziej rozpoznawalnych ikon kapitalizmu. A nagroda pocieszenia? Zawsze można wyjść w przerwie.
Ale co się zmieniło — i co wydaje się wyraźnie bardziej podstępne — to przeniesienie tej korporacyjnej sztuki teatralnej do samych instytucji, którym powierzono opiekę nad nami i edukację.
Przyjrzyjmy się obrazowi szkolnej stołówki w Teksasie. Komentarze znów tworzą chór: „To też moja szkoła średnia” – mówi jeden. „Nie, to wygląda jak moje lokalne centrum handlowe” – odpowiada inny.
Kiedy szkolna stołówka zaczyna przypominać i wydawać się nie do odróżnienia od food courtu w centrum handlowym, scenografia nie tylko kształtuje estetykę. Kształtuje zachowania. Każdy znak, każda taca, każde błyszczące opakowanie zachęca uczniów do szybkich, pakowanych dań. W przestrzeni stworzonej z myślą o konsumpcji, dokonywanie autentycznych, zdrowych wyborów staje się aktem buntu. I dzieje się tak coraz częściej, ponieważ coraz więcej szkół stopniowo wprowadza do swoich stołówek markowe fast foody .
Kiedy szkolna stołówka zaczyna przypominać i sprawiać wrażenie nieodróżnialnej od food courtu w centrum handlowym, scenografia nie tylko kształtuje estetykę, ale i kreuje zachowania.
Ta zaprogramowana konsumpcja nie ogranicza się do szkół; obejmuje również miejsca, w których opieka i dobre samopoczucie są priorytetem. Szpitale, na przykład, zajmują osobliwą pozycję pośrednią między zdrowiem a nawykiem – a niedawne badanie uwypukla niepokojącą sprzeczność, która kryje się pod powierzchnią.
W badaniu przeprowadzonym w lipcu 2025 r. przez Physicians Committee for Responsible Medicine i Morning Consult 85% z 2202 dorosłych Amerykanów zgodziło się ze stwierdzeniem, że fast food (w tym dania dnia, takie jak cheeseburgery, smażony kurczak i pizza) w niewielkim stopniu przyczynia się do dobrego zdrowia.
Ten sceptycyzm dotyczył szczególnie szpitali. Pięćdziesiąt dwa procent respondentów ankiety stwierdziło, że fast food nie powinien być tam sprzedawany. Co więcej: 57% stwierdziło, że szpitale nie powinny czerpać z tego zysków.
Warto dodać, żew poprzednim raporcie przeprowadzono ankietę wśród studentów medycyny w całym kraju, prosząc ich o odpowiedź na nurtujące pytanie: „Czy akceptowalne jest, aby restauracje typu fast-food znajdowały się w szpitalach?”. Około 57% studentów odpowiedziało, że nie — większość, ale nie jest to zdecydowana większość.
A jednak rzeczywistość przedstawia się inaczej. Spośród 146 uczelni medycznych i osteopatycznych tylko 45 zgłosiło, że ich szpitale partnerskie w ogóle nie serwują fast foodów. Pozostałe mają sieci takie jak Starbucks, Subway, Chick-fil-A, Au Bon Pain, a nawet McDonald's na korytarzach.
W wielu przypadkach zyski na tych transakcjach czerpią zarówno sieci, jak i same instytucje, dzięki czemu kawiarnie i lobby stają się cichym źródłem dochodu.
Przypomniałem sobie o podobnej przepaści między ideałem a praktyką , słuchając podcastu „ MOPs and MOEs ” w zeszłym roku, po obejrzeniu reportażu w Military Times . W programie sierżant sztabowy piechoty morskiej Troy E. Black, starszy doradca podoficerski przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, generała C.Q. Browna, nie przebierał w słowach: „Jeśli chcecie zmniejszyć otyłość, serwujcie różne rodzaje jedzenia w stołówce. Natychmiast usuńcie wszystkie bary szybkiej obsługi ze wszystkich lokali”.
Stołówki na bazach podpisują umowy z Departamentem Obrony, co nakłada na nie surowsze standardy żywieniowe, ale, jak zauważa Black, „nie ma to nic wspólnego z cheeseburgerem”, skoro o krok od nich znajdują się bary szybkiej obsługi. Na wielu bazach działają Arby's, Dairy Queen, Burger King, KFC, McDonald's, Panda Express i inne – wszystkie reklamowane jako udogodnienia.
Jednak wyniki są miażdżące. Raport American Security Project z października 2023 roku wykazał, że prawie 70% żołnierzy ma nadwagę lub otyłość. Dane Departamentu Obrony pokazują, że wskaźnik otyłości wzrósł ponad dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady, z 10 do 21%.
Opowiadamy sobie tę samą historię w przestrzeniach, które mają chronić zdrowie i gotowość. Oczywiście, studenci powinni dobrze się odżywiać. Pacjenci powinni wracać do zdrowia w środowiskach, które są wzorem dobrego odżywiania. Żołnierze powinni być sprawni, nawet gdy świat wokół nich skłania się ku najtańszemu i najłatwiejszemu wyborowi.
***
Jak więc się tu znaleźliśmy? Holenderski architekt i teoretyk Rem Koolhaas może mieć część odpowiedzi.
Dwie dekady temu ukuł termin „śmietnisko” , aby opisać pozostałości architektury nowoczesności, to, co się piętrzy, gdy głównym wydarzeniem jest „postęp”. Restauracje fast food były tego doskonałym przykładem: śmieciowe jedzenie architektury. „Śmieciowo-przestrzeń to to, co pozostaje po zakończeniu modernizacji” – napisał Koolhaas. „Ciągłość jest esencją śmietniska; wykorzystuje ona każdy wynalazek, który umożliwia ekspansję”.
Innymi słowy, Junkspace to nie tylko brzydkie budynki czy kiepskie oświetlenie. Chodzi o to, jak przestrzenie projektowane dla zysku pozbawiają się kontekstu, skali i dbałości, pozostawiając po sobie coś bezproblemowego i niepokojąco znajomego. Gdy już wiesz, czego szukać, znalezienie Junkspace staje się niemal grą – możesz go znaleźć wszędzie, nawet w pomieszczeniach, w których powinniśmy być najzdrowsi.
Karcimy ludzi za niezdrowe odżywianie, jednocześnie budując — albo przynajmniej tolerując — świat, w którym niezdrowe opcje są nie tylko dostępne, ale wręcz stanowią normę.
W szpitalnym korytarzu ozdobionym reklamami Subwaya, w szkolnej stołówce obwieszonej logotypami Sonica, w cieniu Burger Kinga na bazie. Sceneria się zmienia, ale choreografia pozostaje ta sama. Jesteś kierowany w stronę najjaśniejszych znaków, najtańszych kalorii, najbardziej znanych smaków. Szpitale, szkoły i bazy nie tylko przejmują estetykę strefy gastronomicznej, ale dziedziczą jej komercyjną logikę.
Jednocześnie krytykujemy ludzi za niezdrowe odżywianie, jednocześnie budując — albo przynajmniej tolerując — świat, w którym niezdrowe opcje są nie tylko dostępne, ale wręcz stanowią normę.
Co więc można zrobić? Pierwszym krokiem jest zauważenie, kiedy przestrzenie w naszych społecznościach zaczynają się staczać w strefę śmieci. Drugim krokiem jest zabranie głosu. Nawet gdy Sekretarz Zdrowia i Opieki Społecznej zabiega o względy firm fast food , które działają na łoju wołowym i Bitcoinach , możemy powiedzieć naszym lokalnym szpitalom i szkołom: nie chcemy, aby stały się przystankami w wyniku złych decyzji. Niech Breezewood pozostanie Breezewood.
Nie powinniśmy tam mieszkać.
salon