Najlepsze bary w Ameryce 2025



Kiedy przywołujesz wspomnienia swojego ulubionego baru, co przychodzi ci na myśl? Czy to zręczność, z jaką barman wyrzeźbił bryłę lodu w błyszczącą kulę? Czy to sposób, w jaki kałuże ziołowego oleju z kroplomierzem unosiły się na powierzchni twojego martini jak odtłuszczone kamienie? Czy to sposób, w jaki oglądałeś swój trzydziestodolarowy koktajl wyłaniający się z kopuły dymu? Może, może. Ale... prawdopodobnie nie. To sprytne sztuczki, ale jeśli naprawdę, naprawdę mówimy o twoim ulubionym barze, mówimy o zbieraniu się przy ladzie lub przy stole z ludźmi, za którymi byś umarł. Mówimy o miejscu, w którym możesz się zrelaksować, być sobą i spalić cały ten szalony stres, zanim on spali ciebie. Mówimy o barze, którego samo istnienie mówi coś o społeczności, w której akurat żyjesz.
Dlatego my tutaj w Esquire postanowiliśmy skierować naszą coroczną franczyzę Best Bars w innym kierunku w 2025 roku. Bez obrazy dla umiejętności Gandalfa najlepszych amerykańskich barmanów, ale tak naprawdę nie chodzimy teraz do barów po magię. Chcemy po prostu cholernie się napić — i proszę o szafę grającą, jeśli to nie jest zbyt wiele. Więc w tym roku poszliśmy do kilku naszych ulubionych pisarzy w Ameryce (w tym jednego dramaturga, którego twórczość rokuje wielkie nadzieje) i zwróciliśmy się do kilku naszych pracowników z prostym pytaniem: Gdzie idziesz na drinka, kiedy świat daje ci chandrę? — Jeff Gordinier
KLUB UNION Missoula, Montana
Tylko około 30 procent wąsów jest ironicznych. Co może być maksymalnym dozwolonym procentem dla baru z salą taneczną, którym Union Club jest najwspanialszym. Centrum ruchu robotniczego Montany od ponad wieku, ten budynek Labor Temple z 1917 roku jest również świątynią dla tych, których praca dobiegła końca. To platoński ideał honky-tonku: za niepozornym wejściem od ulicy otwiera się ogromna i praktycznie pozbawiona okien jaskinia, odsłaniająca stoły bilardowe i stoły do ping-ponga, zespół grający na żywo i najciężej pracujący parkiet taneczny, jaki można sobie wyobrazić. Tłum to przyjazna mieszanka związkowców, wytatuowanych hipsterów, inżynierów operacyjnych Local 400 w kowbojskich kapeluszach grających w rzutki i studentów studiów podyplomowych w czapkach beanie. Brak pretensjonalności (zamawiasz jedzenie bezpośrednio od kucharza) i cena (tanie, tanie dzbanki zimnego, zimnego piwa) sprzysięgają się, by przypomnieć ci dobre stare czasy, zanim barmani stali się miksologami z kostkami lodu za trzy dolary i pęsetą, by ozdobić twój gotowy na Instagrama koktajl. W Union Club nic nie jest pęsetą. Jedynym dodatkiem jest twój kieliszek Jamesona. Wypij, wypij, znalazłeś to, mój przyjacielu, raj w końcu. Ktoś patrzy na ciebie, jakby chciał zatańczyć? Złap za rękę, zakręć, czujesz się świetnie. —Beth Ann Fennelly, autorka The Irish Goodbye , premiera w lutym 2026 r.
SCHMUCK . Nowy Jork
Okej, tak, to jest nowe i gorące. Ale już teraz czuje się tu jak w domu, jeśli dom to szykowny, przytulny kącik przyjaciela w Hiszpanii. Jeden z najbardziej popularnych zespołów barowych na świecie — Moe Aljaff i Juliette Larrouy z Two Schmucks w Barcelonie — w tym roku wprowadził nową koncepcję do East Village na Manhattanie i, co nieprawdopodobne, spełnia oczekiwania. Schmuck jest swobodny, gościnny i absolutnie zatłoczony. Miejsce zostało zaprojektowane tak, aby wyglądało jak salon przyjaciela (pomyśl o zabytkowych kanapach, niedopasowanych krzesłach), ale atmosfera jest bardziej jak impreza w piwnicy sąsiedzkiej. Garstka bywalców wyleguje się, niskie stoliki między nimi pokryte są półwypitymi koktajlami i przekąskami z kamienia, podczas gdy w tle rozbrzmiewa ścieżka dźwiękowa z mocnym rapem. Menu drinków jest proste, ale zaskakujące. Wśród wyróżniających się drinków znajdują się Bread with Tomatoes, drink z wódką, który ma przypominać widzom ostatnie chwile sałatki pomidorowej, posypanej świeżym chlebem (pomimo poezji, udaje mu się również smakować jak coś, co można zrobić w domu) oraz Fika, oferta na bazie rumu inspirowana szwedzką tradycją picia kawy z bułką cynamonową. Jednak najlepsza jest przyjazna obsługa. Nawet duży ochroniarz na zewnątrz sprawia, że czujesz się jak w domu, gdy stoisz w kolejce — a obiecuję, że tak będzie. Nie martw się, warto poczekać. —Madison Vain, starszy dyrektor ds. cyfrowych w Esquire
LOREM IPSUM Charlotte, Karolina Północna
Kiedy po raz pierwszy spotkałem barmana Justina Hazeltona wiele lat temu, już wtedy rozkręcał scenę hotelarską Charlotte. Teraz, z Lorem Ipsumem, stworzył coś naprawdę wyjątkowego: list miłosny do czarnej kultury, muzyki i opowiadania historii poprzez koktajle. Ukryty w Hotel Refuge, Lorem Ipsum to przytulny bar, w którym możesz posłuchać starannie dobranych setów DJ-skich — od R&B, soulu i jazzu po rytmy afro-karaibskie i latynoskie. Możesz nawet przynieść własną płytę winylową, żeby ją pokręcić. Jest intymny i celowy, to takie miejsce, w którym możesz usłyszeć, jak rozmawiają twoi ludzie, ale nadal złapać rytm. Co najbardziej kocham, jako szef kuchni głęboko zakorzeniony w czarnych południowych stylach kulinarnych, to szacunek, jaki bar ten oddaje naszej kulturze kulinarnej. Drinki bezalkoholowe, takie jak Jerk, nawiązują do tradycji czerwonych drinków z hibiskusem, limonką i imbirem, podczas gdy Lemon Pepper (z mieszanką tequili, świeżego czarnego pieprzu i trawy cytrynowej) oddaje hołd skrzydełkom, które stały się kultowe dzięki Black Atlanta. Ale Lorem Ipsum reprezentuje znacznie więcej niż drinki. To trzecia przestrzeń. Nie ma tu dress code'ów, przesadnie drogich napojów, sekcji, w których można usiąść. To miejsce, w którym czujesz się zauważony i celebrowany. Gdzie muzyka uderza, odniesienia do menu wywołują uśmiech, a wszyscy — od personelu baru po gości — czują się jak rodzina. — Amethyst Ganaway, pisarka i szefowa kuchni w Charleston w Karolinie Południowej
POBIERZ Los Angeles
Schodzę po żelaznych schodach. Słyszę bębny conga i kontrabas. To tak, jakbym przechodził przez portal do Hawany z lat 50. i za każdym razem dostaję gęsiej skórki. Mój ulubiony bar w Los Angeles, La Descarga, został otwarty na początku lutego 2010 roku, a ja byłem tam od samego początku z cygarem w ręku (Partagas Serie D) i hojną porcją Scarlet Ibis, trynidadzkiego rumu ociekającego ciemnym miodem. Zostałem stałym bywalcem, a miejsce stało się klasyką. Trafiło w czuły punkt społeczności latynoskiej jako miejsce do tańczenia salsy, cumbii, reggaetonu i innych karaibskich rytmów. Koktajle są klasyczne: daiquiri, mojito i rum old-fashioned dostarczane przez dwóch mężczyzn Zapoteków, Luisa Cruza i Rigo Garcię, którzy przeszli drogę od barbacków do głównych barmanów. (Bracia, podobnie jak wielu ludzi pracujących w La Descarga, są tu od samego początku.) Niedawno wpadłem i DJ grał „La Vida es un Carnaval” Celii Cruz, a piosenka przeniosła mnie z powrotem do szalonej nocy w La Descarga, kiedy Salma Hayek podeszła do mnie w przerwie, a ja sięgnąłem, żeby zapalić jej cygaro. Jak mówi piosenka, życie jest karnawałem. —Bill Esparza, dziennikarz i muzyk nagrodzony nagrodą Jamesa Bearda
KRYZYS MARIE Nowy Jork
W piwnicy, gdzie siatka Manhattanu ustępuje miejsca przekątnym i chaosowi West Village, jest miejsce, w którym kakofonia staje się chórem. Marie's Crisis to piano bar — to pierwsza rzecz, którą powinieneś wiedzieć. A konkretnie piano bar z muzyką do spektakli, a każdej nocy rozbrzmiewa w nim żywa historia teatru muzycznego. Pianista na pięciogodzinnej zmianie gra set z Little Shop of Horrors, a następnie wersję Cabaret w stylu CliffsNotes, a wszyscy śpiewają razem. Zazwyczaj lubię ciszę. Marie's Crisis nigdy nie jest ciche i kocham Marie's Crisis bardziej niż jakiekolwiek inne miejsce w Nowym Jorku.
To jedyny bar na ziemi, w którym chcę mieć tłumy . Marie's Crisis jest najlepszy, gdy jest zatłoczony, szczególnie późnym sobotnim wieczorem, gdy do dzieciaków Tisch dołączają nauczyciele dramatu z obszaru trzech stanów i wykonawcy, którzy właśnie zdjęli kostiumy geparda z Króla Lwa i ty. Gdy wszyscy jesteście stłoczeni, ramię w ramię, rycząc „Being Alive”. Nie chodzi tylko o to, że wszyscy znają wszystkie słowa wszystkich piosenek. Chodzi o to, że wiedzą, czy są tenorami, czy barytonami. Chodzi o to, że harmonizują.
Marie's Crisis rozpoczęło działalność jako tajny bar w 1929 roku. Na tylnej ścianie znajduje się mural WPA upamiętniający Thomasa Paine'a — faceta, który napisał słowa „te czasy wystawiają na próbę dusze mężczyzn” — który zmarł tutaj w 1809 roku, kiedy budynek był pensjonatem. Można płacić tylko gotówką, nalewa się dużo, a schody do łazienki są na tyle strome, że mogą cię zabić, nawet jeśli jesteś trzeźwy. Jeśli chcesz rzemieślniczych koktajli lub rozmowy, lepiej będzie, jeśli zostaniesz obsłużony gdzie indziej. Szczerze mówiąc, idź gdzie indziej. To miejsce jest małe.
Przeżyłem więcej epickich nocy, które zaczynały się lub kończyły w Marie's Crisis, niż potrafię zliczyć, ale to miejsce wyróżnia się jako ostatnie wspaniałe miejsce, do którego zabrałem rodziców. Wszyscy spotkaliśmy się w mieście na osiemdziesiąte urodziny mojej mamy, było wystarczająco wcześnie, aby znaleźć się tam tylko bardzo zatłoczonym, a dzieci oddały swoje miejsca przy pianinie, bez zadawania pytań. Mama poprosiła o Franka Sinatrę, a to nie jest to, co robią w Marie's Crisis, ale pianistka spełniła jej życzenie i w jednej chwili wszyscy śpiewali „Fly Me to the Moon”. Głosy odbijały się od kamiennych ścian baru w piwnicy, który widział Stonewall i lata siedemdziesiąte i AIDS, a wkrótce miał zobaczyć Covid i jakkolwiek nazwiemy tę obecną katastrofę. Dekady harmonii istnieją w tej piwnicy, niezniszczalne. I byliśmy jej częścią.
Marie's Crisis przetrwała wiele czasów, które wystawiały na próbę dusze mężczyzn. Ale jak śpiewała Elaine Stritch w broadwayowskim wznowieniu sztuki Follies, ona wciąż tu jest. —Dave Holmes, redaktor naczelny Esquire
FARMSHOP Santa Monica, Kalifornia
Opuściłem Stany Zjednoczone i udałem się do Kalifornii, która, jak powiedział Elon, ma „najdroższą pogodę na ziemi”. Mieszkam tutaj, ponieważ chcę być blisko moich podatków. Jest to rekompensata, jak powyżej, za pogodę; i to tyle. W mojej okolicy nie ma żadnej społeczności. Można żyć dwadzieścia lat i nigdy nie poznać imion sąsiadów. Sąsiedzi nie tylko nie witają się na ulicy, ale jest to forma przedstawienia niewiedzy o obecności innych.
Zwyczaj ten jest zawieszony tylko w przypadku komentarzy na temat psów, ale został zniesiony podczas ostatnich pożarów, kiedy to byliśmy ewakuowani i stłoczeni w hotelu. Małżonkowie, dzieci i zwierzęta w jednym pokoju i szczęśliwi, że tam są, i szczęśliwi, że widzą naszych towarzyszy rano. Można również rozmawiać z barmanem i innymi uczestnikami.
Mieszkamy za rogiem od Brentwood Country Mart, które jest do centrum handlowego tak, jak Holyroodhouse Palace do chaty z gliny. Mieści się tam lokalny sklep, Farmshop, restauracja, sklep spożywczy i bar. A w barze mieszka Nick the Bartender.
Bar, ale nie restauracja, pozostał otwarty podczas pandemii COVID-19, a o ściany dzwoniły niedowierzające skargi nas, niewolników płacy przywiązanych do domu.
A teraz, w resurgimiento, stało się to miejscem spotkań tych ludzi z branży, którzy nie są jeszcze zadowoleni z przemieszczenia się do Buffalo. W tym ja.
Nick the Bartender, Nick Westbrook, zaszczycił moją rodzinę dwoma drinkami stworzonymi w naszym imieniu i umieszczonymi w menu: Pidgey's Negroni (dla mojej żony, Miss Pidgeon) i Oleanna Melancholia, na cześć sztuki, którą wystawiliśmy w 1992 roku w Nowym Jorku.
Nick jest przedsiębiorcą poza barem. Kuratoruje (wybiera) i sprzedaje Lipton-averse piękne rzadkie oolongi, banchas, darjeelingi i tak dalej, z odpowiednimi historiami i instrukcjami.
I ma firmę produkującą ciasteczka, Pa's Biscuitisserie. Odtworzył starą recepturę dziadka z Georgii i sprzedaje je, mrożone, z chłodziarki na targu, a gorące i maślane w weekendy w pop-upach w Venice. Mianowicie: ciasteczka z serem, sosem i jajkami, z wędzoną wołowiną i szpikiem kostnym z dodatkiem bourbona. Bourbona produkuje Woody Creek, produkt jego (i mojego) kumpla, Williama H. Macy'ego z Marietty w stanie Georgia. Wszyscy chodzą do Nicka.
Żucie szmaty o nucie głowy lub bukiecie rumu o mocy beczki jest najprzyjemniejsze. Nie tylko można porozmawiać z człowiekiem o czymś innym niż polityka, ale można też wypić tę cholerną rzecz.
Dyskusja o wykończeniu w kolorze jasnego dębu jest jedną z dyskusji o zaletach papierośnicy. Jest ona, podobnie jak bielizna, na pierwszym planie, ale, podobnie jak bielizna, sama w sobie zachwycająca. —David Mamet, dramatopisarz
BUD RIP'S OLD 9th WARD BAR Nowy Orlean
W mieście takim jak Nowy Orlean trudno jest wyróżnić się barowi. Dlatego Bud Rip's jest tak wspaniały: W pewnym sensie nie wyróżnia się. Bardziej chodzi o to, żeby usiąść i być zrelaksowanym niż o robienie czegoś wymyślnego lub szalonego. Bar jest zaopatrzony we wszystkie alkohole, jakich kiedykolwiek będziesz potrzebować, w szafie grającej jest wybrana mieszanka starego soulu i garażowego rocka, a co jakiś czas organizują gotowanie raków. Jest wystarczająco przestronny, żeby prawie zawsze znaleźć miejsce, a w środku jest wygodnie nawet w upalne popołudnie w Luizjanie. To, co sprawia, że wracasz tam raz po raz, to fakt, że ten bar w Bywater wydaje się zagubiony w czasie. To rodzaj baru, który kiedyś istniał w prawie każdym mieście z fajną, ekscentryczną, artystyczną społecznością — zanim wszystko zostało zastąpione przez studia jogi, drogie lokale z sokami i sterylne restauracje koncepcyjne. To lokalny bar w dobrym tego słowa znaczeniu: przyciąga lokalnych pisarzy, drag queens, basistów z zespołów sludge-rockowych, starych facetów z akcentem Cajun — dokładnie takich ludzi, z którymi chcesz przebywać, gdy jedziesz do Nowego Orleanu. Możesz tam spędzić cały dzień i wrócić z doświadczeniem wartym nowelę i kacem, którego łatwo wyleczyć po'boyem. —Jason Diamond, którego powieść Kaplan's Plot ukaże się we wrześniu
SKYLINE LOUNGE W LEGOLAND HOTEL Carlsbad, Kalifornia
W porządku, Skyline Lounge. Pięć miejsc przy barze. Szklane półki na alkohol, podświetlane. Telewizor. Dobre lokalne piwa z beczki i Woodford old-fashioned z syropem z brązowego cukru — wcale nie jest źle. Powiem, że miejsce jest trochę za jasne jak na mój gust. A 19,55 $ to nie tylko dziwna cena, ale też trochę dużo za old-fashioned z syropem z brązowego cukru czy nie. Aha, i jest kilkaset krzyczących, prawdopodobnie zaraźliwych dzieci biegających zaledwie kilka stóp od miejsca, w którym próbujesz cieszyć się swoim drinkiem, bawiących się klockami Lego, kłócących się i śmiejących się zbyt głośno.
Dlaczego więc Skyline Lounge jest jednym z najlepszych barów w Ameryce?
Ponieważ to bar! W hotelu Legoland!
Od czasu wynalezienia lotniskowego baru lokal z napojami nie był tak niezbędny dla otoczenia. Bo oto, co wiedzą ludzie z Lego: Trzeba było wyciągnąć z łóżek śpiące dzieci o świcie, żeby zdążyć na wczesny lot, a na drodze był korek, bo nikt nie wie, jak jeździć w deszczu, a pierwszy lot był nie tylko turbulentny, ale i tak późny, że trzeba było biec sprintem — właściwie ciągnąc młodszego za nogę przez terminal — żeby zdążyć na przesiadkę, a drugi lot był jeszcze bardziej turbulentny, a w wypożyczalni samochodów nie mogli znaleźć rezerwacji, więc trzeba było czekać czterdzieści minut, podczas gdy dzieciaki kłóciły się o telefon, a pachy się pociły od dźwigania pięciu toreb na raz i kurczę , przydałby się teraz jakiś drink.
Oni wiedzą o tym wszystkim. Dlatego stworzyli Skyline Lounge, który w tej chwili jest najpiękniejszym barem, jaki kiedykolwiek widziałeś. Rozbrykane dzieci, z których kilka jest twoich, są urocze. A to staromodne? Najlepsze, jakie kiedykolwiek jadłem w życiu, i zapłaciłbym trzy razy więcej. Co, co dziwne, wyniosłoby 58,65 USD. —Ryan D'Agostino, dyrektor ds. wydawniczych Hearst, projekty
DAN SUNG SA Los Angeles
Im jestem starszy, tym lepiej rozumiem akronim KISS: Keep It Simple, Stupid. Pomyślmy o Dan Sung Sa, legendarnym pocha w Koreatown. Czego tu nie ma: rezerwacji (wszyscy czekają, bo demokracja), dress code'ów, miksologii, przyciszonych tonów, ozdóbek, komplikacji, paparazzi, nudy, dzielenia rachunku na więcej niż dwie karty i — zgodnie z napisem w łazience — wymiotowania do umywalek. (Szczerze mówiąc, są inne miejsca w L. A., które mogą ci znakomicie sprostać pod każdym względem.) Co się tu dzieje: koreańskie piwa, które można zabrać ze sobą i wypić łatwo, serwowane w schłodzonych szklankach z soju sidecars, gigantyczne menu niedrogich i dobrze przyprawionych anju (koreańskich potraw do picia), ożywione rozmowy, portrety Kim Dae Junga i Kim Dzong Ila, wszechobecne graffiti, odprężenie się i ucieczka na kilka godzin oraz cholernie dobra zabawa. Co najważniejsze dla twojego dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego, Dan Sung Sa jest stworzone do komunii. Więc będziesz się tu łączyć ze swoimi kumplami, a ty i oni będziecie dzielić się wszystkim, ponieważ, podobnie jak w życiu, Dan Sung Sa najlepiej doświadczać z innymi. —Khuong Phan, pisarz i ekspert od budowania marki
TYGIEL Asheville, Karolina Północna
Asheville przeszło przez piekło. Może słyszałeś o huraganie, który uderzył zeszłej jesieni — zwanym Helene? To było dawno temu, za poprzedniej administracji, więc wybaczono by ci, że nie pamiętasz, biorąc pod uwagę wszystko , co się wydarzyło od tamtej pory. Ale zapomnienie nie jest luksusem, na jaki stać tych, którzy zostali, aby pozbierać kawałki. Tragedia przybiera nowe kształty każdego dnia. Normalność staje się najbardziej pożądaną walutą. Crucible, bar koktajlowy w mocno dotkniętej burzą dzielnicy River Arts District, oferuje stałe schronienie przed burzą. To bar należący do artystów, który przywołuje poczucie tego, jak rzeczy powinny być. Drinki są wybitne, a menu to mieszanka oryginalnych i klasycznych dań z drobnymi ozdobami. Na przykład — domyślne mezcal w Paloma (jedyny właściwy wybór) lub Ango Daiquiri. W Asheville Crucible jest prosto z Central Casting w roli głównej kwintesencji baru. Ciepło tego miejsca nie pochodzi z performatywnej gościnności korporacyjnej. Żadnych wielomilionowych inwestycji, żadnych miksologów ani wyobrażeń o skomplikowanym schemacie zbierania podatków przez nieobecnych deweloperów nieruchomości. Asheville przetrwało próbę huraganu, a trafnie nazwany Crucible oferuje wszechogarniającą nostalgię za czasami, gdy algorytmy i politycy nie definiowali każdego aspektu naszego życia. Wypiję za to. —Stephen Satterfield jest współczesnym baronem bawełny i gospodarzem programu Netflix High on the Hog
DOM SPOTKAŃ Filadelfia
Filadelfia nie jest miastem przyjaznym sztuczkom. Jest tam bardzo mało cierpliwości do udawania. To, co zawsze kochałem w moim rodzinnym mieście — i co odczuwam tym bardziej, im dłużej mieszkam w Nowym Jorku — to to, że w Filadelfii bar może być po prostu barem. (Przez rozszerzenie: restauracja, restauracja; osoba, osoba.) Meetinghouse to po prostu bardzo dobry bar. Od czasu otwarcia w 2023 roku jest dokładnie tym, czym się wydaje: miejscem, w którym spotykają się przyjaciele. Słowo to pochodzi od kwakrów, którzy osiedlili się w tym rejonie w XVII wieku. (Dorastałem, w zasadzie, tuż przy Meetinghouse Road.) Jak wszystko, co kwakierskie, takie miejsce ma tendencję do bycia prostym i łagodnym (tj. bez sztuczek). Tak jest w Meetinghouse, barze. Jest pięć piw, trzy z nich — jasne, chmielowe i ciemne — warzone przez Tonewood Brewing w Barrington w stanie New Jersey. (Pozostałe dwa to belgijskie trapistowskie piwo Orval i Guinness, tutaj nalewane idealnie.) Koktajle są ładnie zbalansowane, pakowane i kosztują tylko jedenaście dolarów. Jest zwięzłe menu dań barowych. Jeśli są jakieś flexy, to są to ciche flexy — na przykład płytki robione na zamówienie z Moravian Tile Works lub kanapka z pieczoną wołowiną, która wyróżnia się soczystą objętością. Poznałem przyjaciół w Meetinghouse, zawarłem przyjaźnie, byłem sam, oglądałem wygrane Eagles, oglądałem ich porażki. Odwiedzałem w dzień i w nocy, kiedy jest tak tłoczno, że nie można się ruszyć, a kiedy jest tak pusto, że nie odważysz się. Pod każdym kątem i o każdej porze Meetinghouse brzmi tak prawdziwie jak dzwon. —Joshua David Stein, autor książek kucharskich, książek dla dzieci i piosenek
HEMLOCK Catskill, Nowy Jork
Szukałam baru, który mogłabym pokochać. Chciałam miejsca z charakterem, miejsca, w którym mogłabym się odprężyć, porozmawiać i popijać drinki, które zaspokoiłyby mnie intelektualnie i trzewnie. Zrobiłam rundkę po Hudson Valley, gdzie mieszkam — Goldilocks, która lubi pić, w poszukiwaniu Just Right. Próbowałam nowych, modnych miejsc, które były zbyt głośne lub miały jedzenie, które było zbyt staranne, lub były obsługiwane przez ludzi, którzy zachowywali się, jakby robili ci przysługę, lub wszystkie powyższe. Tak, nie. Potem, gdy moje zmartwienie narastało, zorientowany przyjaciel polecił mi Hemlock, miejsce na głównej ulicy w Catskill. Postanowiliśmy się spotkać. Nie widzieliśmy się od kilku lat, więc było wiele do nadrobienia. Gdy weszłam do Hemlock, zauważyłam, że muzyka była słyszalna, ale nigdy przytłaczająca. Od razu mi się spodobała. Po raz pierwszy w moich poszukiwaniach zapomniałam, dlaczego tam jestem i po prostu tam byłam: pogrążona w rozmowie, popijając doskonałe drinki. Znalazłem solidne miejsce do spędzania czasu, a to nie jest mała rzecz w życiu człowieka. Wielkim osiągnięciem Hemlock jest to, że istnieje, aby stworzyć dla ciebie przestrzeń. —Peter Barrett, pionier fermentacji i twórca Things on Bread Substack
ZA WCZESNIE Portland, Oregon
Późnym wieczorem, gdy ten słabo oświetlony i kameralny bar koktajlowy zdecyduje, że nadszedł czas, aby zamknąć bar, nie usłyszysz barmana uderzającego w mosiężny dzwonek, krzyczącego „Ostatni dzwonek!” Zamiast tego dostaniesz świeżo upieczone ciasteczko od szefa kuchni o imieniu Bones — to przepis na czekoladowe ciasteczka jego babci, jak ci powiedziano, gdy kęsujesz jeszcze ciepły przysmak i zamawiasz ostatnią rundę. Nad tobą kręci się i migocze kula dyskotekowa, a w delikatnym fioletowym powietrzu pojawiają się bąbelki. Gdzie dalej? Menu żegna cię listą ulubionych restauracji, klubów tanecznych i barów, abyś mógł kontynuować imprezę. Ale cofnijmy się: jeśli zostałeś do tej godziny, wypiłeś napój lub dwa zmieszane przez weteranów branży Adama Robinsona i Nicka Flowera, których zobaczysz intensywnie potrząsających i mieszających za świecącym barem. Duże, krystalicznie czyste kostki lodu? Zostały zamrożone na miejscu tego ranka, zanim ręcznie pokrojono je na schludne kwadraty i prostokąty. Oprócz tego, że wyglądają fajnie, te kostki topią się wolniej, z mniejszym rozcieńczeniem, tworząc koktajl, którego esencja utrzymuje się dłużej. Kolejny powód, dla którego warto zostać. —Omar Mamoon, pisarz z San Francisco i profesjonalista od ciastek
SCHUBAS Chicago
Kobieta, która miała zostać moją żoną i matką moich dwóch córek, weszła do mojego mieszkania w Chicago — i mojego życia — 21 października 2004 roku. Sally była przyjaciółką dziewczyny mojego współlokatora. Ona również była mężatką, co oznaczało, że nie była moją sprawą. Ale było w tym coś pociągającego i pomyślałem: Co złego w zaproszeniu ich grupy na koncert rock 'n' rollowy tego wieczoru?
Pojechaliśmy do Schubas.
Schubas zajmuje róg dzielnicy Lakeview, milę od Wrigley Field. Budynek zawdzięcza swoje istnienie Schlitzowi. Aby ominąć prawa abstynenckie, producenci piwa na przełomie XX wieku otwierali bary przy swoich browarach. Schlitz był właścicielem pięćdziesięciu siedmiu z nich w Chicago. Schubas jest jednym z niewielu pozostałych.
To klasyczna chicagowska tawerna: mahoniowy bar, blaszany sufit, kilka stolików. Możesz spędzić wieczór na brzuchu lub stracić popołudnie przy jednym ze stolików. Z tyłu — za łazienką i starą budką fotograficzną — znajduje się mała sala koncertowa mieszcząca około 150 osób. To ikona dla fanów muzyki miasta, gości National, Jeffa Tweedy'ego z Wilco, Vulgar Boatmen i niezliczoną liczbę innych. W 2004 roku obejrzeliśmy podwójny koncert: Troubled Hubble i Head of Femur. To był świetny występ.
Nic nie wydarzyło się między Sally i mną tej nocy, ani przez jakiś czas. Ale nasz związek zaczął się tam, przy tanim piwie i pięciodolarowym koncercie rockowym. Na niedawną rocznicę Sally dała mi oprawione zdjęcie Schubasa. Wisi naprzeciwko mnie w moim biurze. Myślę o tym miejscu każdego dnia.
Cytując najbardziej znanego felietonistę miasta, Mike'a Royko, Schubas to „czysta, prosta i uczciwa” tawerna. Będziesz się tam dobrze bawić. Ludzie będą gościnni, a piwo będzie zimne. Prawie każdej nocy możesz posłuchać muzyki na żywo.
A jeśli będziesz miał szczęście, możesz się nawet zakochać. —Michael Sebastian, redaktor naczelny Esquire
MOLLY'S IRISH PUB Nowy Orlean
Kiedy dorastasz w Nowym Orleanie, uczysz się odróżniać miejsca, do których udają się miejscowi, od miejsc, do których udają się turyści. To niemal tak samo ważne, jak znajomość trasy ewakuacyjnej w sezonie huraganów. Jeśli jesteś miejscowym, wiesz, jak przecisnąć się przez zawrotną burzę turystów, proroków zagłady, magików, a może nawet wampirów w drodze do Molly's Irish Pub na Toulouse Street. Kiedy pierwszy raz wpadłem do Molly's, pomyślałem, że zostanę na jeden pięciodolarowy strzał irlandzką bombą. Wciągnąłem się w kilka gier w bilard za pięćdziesiąt centów. Potem dowiedziałem się, że w szafie grającej są prawdziwe 45-tki zespołów sludge-metalowych i Roy Orbison, i nigdy nie chciałem stamtąd wychodzić. Innym razem, aby uciec od 100-procentowej wilgotności, wpadłem na mrożoną kawę irlandzką i okazało się, że siedzę obok prawdziwej ikony Nowego Orleanu, Wujka Louie. Najbardziej rozpoznawalny artysta uliczny w Dzielnicy Francuskiej, Uncle Louie, zawsze przebrany jest za Wujka Sama. Uncle Louie opowiedział mi historię o tym, jak Molly's od dawna jest miejscem, do którego udają się artyści uliczni szukający orzeźwienia w przerwach. Kupił mi tequilę i sodę. Jeśli przyjrzysz się uważnie obrazowi wiszącemu za barem, możesz go tam również zobaczyć. —Sirena He, asystentka redakcyjna Esquire
esquire