Autorka Sara Gmuer: „Niektórzy ludzie dziwnie się patrzą, kiedy mówię, że mieszkam w Lichtenbergu”

Ludzie czasami dziwnie się patrzą, gdy mówi, że mieszka w Lichtenbergu – mówi Sara Gmuer. Kiedy przyjechała do Berlina w 2007 roku, wraz z przyjaciółką znalazła proste miejsce na nocleg w Ostkreuz. Obecnie mieszka z rodziną w Kaskelkiez, starym budynku. Ale to raczej przypadek. Równie dobrze mógłby się znaleźć w jednym ze standardowych budynków z lat 70. Ponieważ Sara Gmuer uważa „płytę” za piękną.
Kiedy spotykamy się na Frankfurter Allee , pokazuje nam kilka zdjęć długich, jedenastopiętrowych bloków oraz osiemnasto- i dwudziestojednopiętrowych wieżowców. „Jak się zmieniają, gdy słońce znajduje się w innym położeniu” – mówi z uśmiechem. „A szczególnie wieczorem, wygląda to tak estetycznie z tymi światłami.”
Akcja jej książki mogłaby rozgrywać się gdzieś tutaj, ale równie dobrze mogłaby rozgrywać się wMarzahn lub dzielnicy Neukölln w Gropiusstadt. Zaczyna się w letnim upale tak: „Dom się kołysze. Beton porusza się na wietrze niczym korona topoli. Wieżowiec chwieje się przy każdym podmuchu wiatru, jakby był pijany. Mieszkam na osiemnastym piętrze. Narratorka Wanda ma małą córeczkę i dzieli większość swojego codziennego życia z innymi kobietami i ich dziećmi: na korytarzu, na placu zabaw, na trawniku przed domem, w basenie w Orankesee. Książka nosi tytuł „Osiemnaste piętro” .
Ze Szwajcarii przez Monachium do BerlinaJej mąż, który dorastał w Charlottenburgu, woli mówić o tym, że mieszkają w Rummelsburgu, mówi Sara Gmuer. A jeśli ktoś nie wie, co oznacza Lichtenberg, mówi po prostu Ostkreuz. To brzmi jak nazwa dzielnicy życia nocnego. Twierdzi, że nigdy nie zetknęła się ze stereotypami dotyczącymi Wschodu i Zachodu.
Sara Gmuer spędziła dzieciństwo w górskiej wiosce w Szwajcarii, we włoskojęzycznej części kraju, a w okresie dojrzewania przeprowadziła się do Lucerny. Życie toczyło się teraz po niemiecku. Nienawidziłam w tym wszystkiego. Język. Szkoła. „Sąsiedzi” – pisze w tekście autobiograficznym. Język już dawno wziął ją u swego boku i uczynił z niej towarzyszkę. Łączy je w rymy, zwija w kolorowe girlandy i układa w dialogi na czas. W tamtym czasie jednak marzyła tylko o ucieczce od swojej sytuacji, dała się fotografować jako modelka, poszła do szkoły teatralnej, by zdobyć jakieś kwalifikacje, przeprowadziła się do Monachium i zajmowała się muzyką. Wystąpiła w serialu dokumentalnym na kanale ProSieben oraz w filmie „Im Angesicht des Verbrechens” Dominika Grafa .
Potem nastąpił kolejny ruch. „Chciałam też rapować w Berlinie” – mówi. „Właściwie opuściłem Monachium, gdzie mieszkałem przez cztery lata, ponieważ bardziej podoba mi się berlińska scena rapowa. Monachium to przede wszystkim Blumentopf i tzw. świadomy rap z jego bardzo przemyślaną grą słów. Ale są wytwórnie, które mnie interesują, jak Aggro Berlin, czyli bardziej rap uliczny, a także gangsterski. Muzyka zaczęła się dla niej wkrótce wydawać związkiem, w który wiele inwestowała, ale w którym jej nadzieje wielokrotnie spotykały się z rozczarowaniem. Albo hobby, które kosztuje zbyt dużo pieniędzy. Często były problemy z umowami, nie miała studia. „Kiedy rap do mnie wróci, będę tam” – mówi – „Już go nie gonię”.

Szukamy kawiarni i w końcu znajdujemy włoską restaurację, która właśnie się otwiera. Sara Gmuer zwraca uwagę na ceny w menu: „Tak samo drogie jak w Mitte”. Lichtenberg się zmienił. Scena muzyczna również. Sara Gmuer podziwia Shirin David , najbardziej znaną gwiazdę Niemiec, którą widziała na koncercie. „Uważam, że to, co ona robi jest niesamowite. Feminizm, w którym możesz robić i mówić, co chcesz. Ona sama początkowo była krytykowana przez redaktorów płci męskiej. „Jestem taka szczęśliwa, że teraz są takie kobiety”.
Potem wszystko odwróciła jeszcze raz – mówi powoli Gmuer. „Postanowiłem zrobić coś, do czego nie będzie mi potrzebny nic poza laptopem. W takim razie nie będę mógł winić nikogo, jeśli się nie uda. Udało się: w 2012 roku wydała swoją debiutancką powieść „Karizma” w małym wydawnictwie Orange Press. Gazeta taz chwaliła ją jako „powieść rapową z punkowym zacięciem”. „Zapomnij o Mission Impossible, zapomnij o True Lies / Ta misja jest możliwa, spójrz w moje niebieskie oczy / Byliśmy facetami z sąsiedztwa, teraz wyruszamy na cały świat / Aż wszyscy zobaczą, co piszę w Wordzie w domu” – głosi hasło. Książka opowiada o kobiecie, która jako raperka próbuje odnaleźć się w męskim świecie. Sara Gmuer ma w tym doświadczenie.
„Muszę odejść zanim ludzie zobaczą skąd pochodzę”Książka „Eighteenth Floor”, opublikowana przez Hanserblau, inspirowana jest wieżowcami w jej okolicy. Ich zwykłe trasy prowadziły przez dzielnicę podobną do tej w powieści: mieszkało tu wiele osób, które musiały walczyć o przetrwanie, podczas gdy inni mieli piękne, duże apartamenty, dobrze umeblowane, z widokiem na miasto. „W aktach masz całą firmę.”
Oczywiście, codzienne życie z dziećmi dostarczyło jej innych doświadczeń niż wcześniej, dostarczyło wielu zabawnych rzeczy, ale także stresu. Poznała kobiety, których inaczej nigdy by nie poznała. „Pomyślałem, że mógłbym umieścić to w nowym kontekście i wykorzystać w celach literackich”. Niektóre sceny na placu zabaw czy u pediatry prawdopodobnie wydadzą się czytelnikom znajome. Czasami widać upodobanie autora do przesady. „Zawsze ważne jest dla mnie, aby podczas pisania dostarczać rozrywki. Jeśli ktoś kupi tę książkę i poświęci czas na jej przeczytanie, nie chcę go zawieść” – mówi Sara Gmuer.
Narratorka jednak nie jest zadowolona z miejsca, w którym mieszka. Mieszkanie dostała w spadku od wujka, który ciągle dzwoni, gdy nie może zapłacić czynszu na czas. Marzy o karierze aktorki. „Muszę odejść zanim ludzie zobaczą skąd pochodzę” – myśli Wanda. Kolega mówi jej, że sam talent nic nie znaczy, liczy się przede wszystkim nawiązywanie kontaktów. Potrzebujesz odpowiednich przyjaciół. A potem zastanawia się, czy mama Aylin i Ming są naprawdę jej przyjaciółmi.
W rzeczywistości jedna z postaci jest zawsze nazywana „mamą Aylin”. Było tam bardzo wcześnie, mówi Sara Gmuer. Jest mamą w przedszkolu, która wkracza do akcji, gdy córka Wandy potrzebuje opieki. Inna, Esther, zbiera nadgodziny, aby móc więcej zarobić, pozwalając jednocześnie rodzicom opiekować się dziećmi. A Ming, matka bliźniaków, nosi w nerce zapas tabletek, którymi hojnie się dzieli.
Podobnie jak dzielą się ze sobą dobrymi radami. Pij dużo płynów, gdy jesteś słoneczny, jedz cebulę, gdy boli cię ucho. Zaleca się po prostu obgryzanie dzieciom długich paznokci, zamiast próbować używać nożyczek. Ktoś inny odpowiada: „Jesteśmy w zoo czy co?” Ming jest „samotną matką z mężem” – zauważa Esther – wie o tym, w końcu sama „karmiła swojego byłego jak świnkę morską”.
Pisanie, aż noc stanie się strasznaW książce można znaleźć wiele takich trafnych sformułowań. Jakiś facet biega tam i z powrotem przed restauracją „jak bezdomny pies”, po czym zaczyna żebrać od gości. Głowa gorączkującej córki ukazuje się Wandzie jako „zapomniana płyta kuchenna”. „Skarłowaciały strach” pozostawia później zmarszczki „jak źle zagojone blizny” na czole matki. „Zawsze chcę tworzyć obrazy zawierające jak najmniej słów. „Radykalnie upraszczam pewne rzeczy, żeby każde zdanie miało swoje uzasadnienie” – mówi Sara Gmuer. Dla niej liczy się „płynność, nastawienie”; wszystko czyta sobie na głos, żeby sprawdzić, czy brzmi tak, jak sobie tego życzy.
Pisanie powieści idealnie wpisuje się w jej życie rodzinne. Znajduje na to czas w poranki szkolne. „Zdarzyło mi się nawet siedzieć z laptopem w przedniej części kina, podczas gdy dzieci siedziały na widowni i oglądały film. Zawsze, gdy wiedziałem, że będę musiał gdzieś poczekać, zabierałem go ze sobą, żeby móc pisać. Często, gdy jej mąż wracał do domu około 18:30, ona szła do jego biura z termosem, aby usiąść i popracować nad rękopisem. „Zostałam tam i pisałam, aż się przestraszyłam, do pierwszej, a nawet drugiej w nocy.”
Już nie pisała książki jedna po drugiej, jak to miało miejsce w przypadku jej pierwszej książki. Korzystając z nowego programu do pisania, tworzyła każdą scenę osobno, sortowała i przesuwała rozdziały, a także robiła notatki. Najbardziej absorbowało ją wydobywanie sprzeczności z postaci; nazywa to „chodzeniem po linie”.
Na przykład jest producent, który mógłby mieć decydujący głos w sprawie przyszłości Wandy jako aktorki. Wita nas w restauracji Mitte i zachowuje się jak stary, obskurny szef z Hollywood . Sara Gmuer pyta, czy nie widać, że jest on także bardzo hojny. I że zasadniczo pozwala decydować żonie. „Nie jest zbyt miły, ale nie jest też zły” – mówi. „Chciałem mu to pokazać w taki sposób, że w zależności od tego, kogo zapytasz, otrzymasz inną odpowiedź. Takie jest życie. Nie ma jednej prawdy.
To pasuje do historii Wandy. Podczas kręcenia filmu doświadcza świata przeciwnego do tego, który znamy z sąsiedztwa, i musi zmusić się do przestrzegania ścisłej hierarchii w interesie sztuki – jej zbywalności – i odnieść sukces. Wróciwszy do wieżowca, matka Aylin strofuje ją: „Nie jestem lepsza od innych, jestem dokładnie taka sama, powinnam się rozejrzeć, taka jest rzeczywistość, a ja po prostu ośmieszam się swoimi dziewczęcymi fantazjami. Uważa, że jestem naiwny, ale gra na loterii w każdą środę.
Lokalizacja pozostanie ta sama, ale perspektywa Wandy na osiedle domów prefabrykowanych i jego mieszkańców ulegnie zmianie. Nic więcej nie zostanie tu ujawnione. Czy Sara Gmuer pożegnała się z aktorstwem pisząc powieść? Nie, to już wcześniej miało miejsce – i nie było to ostateczne. „Jeśli teraz dojdzie do tej szalonej obsady, to może zagram jeszcze raz”. Całkiem możliwe, że ktoś rozpozna, iż ta powieść zawiera materiał na film. Do książki jest już dołączona piosenka; można ją znaleźć po kliknięciu kodu QR na obwolucie. Autor tego chciał. „Jestem blisko nieba/ lecz trzymam się z dala od gwiazd” – śpiewa Maïa, muzyk, o marzeniach o wieżowcach swoim delikatnym głosem.
Przede wszystkim, po pisaniu w ciszy, Sara Gmuer musi również odegrać rolę pisarki publicznie. Szwajcarski magazyn zapowiedział swój przyjazd tuż po naszym spotkaniu, więc chce szybko wyjść. Choć zdecydowanie nie zależy jej na domowej historii, dziennikarze i tak będą przychodzić do jej domu. Pewnie są ciekawi Lichtenberga.
A potem wyrusza w trasę promującą książkę. Zaplanowano spotkania czytelnicze w bibliotekach w Hansaviertel i Rudow, zbliżają się Targi Książki w Lipsku, a autorka będzie również czytać przed publicznością w swoim tymczasowym domu w Monachium. „Mój arkusz kalkulacyjny w programie Excel się zapełnia” – mówi Sara Gmuer. Musi dokładnie zaplanować, kiedy będzie mogła opuścić dom, w końcu ma dzieci.
Berliner-zeitung