Nalot na dzielnicę dworcową: Na koniec dilerzy znów są wolni

Aż do wczesnego wieczora czuli się bezpiecznie. Stoją w małych grupkach naprzeciwko głównego dworca kolejowego we Frankfurcie, w miejscu, gdzie ulica Münchener Straße prowadzi do dzielnicy dworcowej . Czasami parami, czasami trójkami. Opierając się o słupy, stojąc ukradkiem przy ścianie. Gdy tylko przechodnie przejdą obok nich, wołają „Dzień dobry”. Albo „Chcesz czegoś?” Zapewne nie mieli pojęcia, że ten wtorkowy wieczór będzie ostatnim razem, kiedy staną na rogu ulicy, która stała się ich stałym miejscem spotkań. Marihuana, ecstasy, kokaina – oto substancje, którymi handlowano w ostatnich miesiącach. Kiedy około godziny 18:00 nadjeżdża cała parada radiowozów, policjanci wyskakują z samochodów i w chwilę później ustawiają dilerów pod ścianą, aby przeszukać ich w poszukiwaniu narkotyków i broni. Wydaje się, że policja zaskoczyła ich.
Kierownik operacyjny Timothy Giese stoi na skraju sceny na Münchener Straße, upewnia się, że wszystko przebiega gładko, i mówi, że prawdopodobnie będzie to długa noc. Oznacza to, że pierwszy serwis na Münchener Straße to dopiero początek. Pyta o aktualne dane dotyczące liczby znalezionych osób. Ostatecznie na liście znalazło się 27 mężczyzn. Obywatele Jamajki należą do grupy, która według Giesego od miesięcy przyciąga uwagę mieszkańców dzielnicy dworców kolejowych ze względu na agresywną sprzedaż narkotyków. Policja zaczęła przyglądać się tej grupie osobno. Giese mówi, że skargi pochodzą także od mieszkańców i właścicieli firm. Dzięki temu działaniu ma nadzieję, że „na ulicę w Monachium powróci trochę spokoju”.
Tego wieczoru dealerzy zachowują milczenie. W milczeniu, niemal zastraszeni, podążają za funkcjonariuszami do chaty na łące, gdzie policja rozstawiła namioty, aby chronić ich przed deszczem. Tam zabezpieczone przedmioty umieszczane są w torbach i rejestrowane. Narkotyki , telefony komórkowe, klucze, portfele. Wkrótce w namiocie czuć zapach plantacji konopi. Tylko jeden z domniemanych dilerów broni się. Siedzi w jednym z pojazdów do transportu więźniów, które policja przygotowała na Wiesenhüttenplatz. Z zewnątrz słychać krzyki, mężczyzna bije i kopie ścianę. Policjanci zabierają go na komisariat policji. Wkrótce inni pójdą w ich ślady.
„Punkt zbiórki więźniów” to nazwa wydziału znajdującego się na parterze siedziby głównej przy Adickesallee. Obszar w dużej mierze wyłożony kafelkami z wąskim korytarzem i małymi celami, w których ludzie mogą być przetrzymywani nawet przez kilka godzin. Zanim jednak tam dotrą, muszą przejść „rejestrację”. Długie stanowisko przy wejściu do skrzydła, przy którym kilku funkcjonariuszy dokonuje przeglądu procedur. Mężczyźni są wyprowadzani jeden po drugim. Funkcjonariusze porównują nazwiska, weryfikują tożsamości i drukują akta. Wielu mężczyzn, którzy pojawili się tam tego wieczoru, jest już znanych policji. 17 z nich zostało oficjalnie aresztowanych pod zarzutem handlu narkotykami. Pozostali są objęci śledztwem w sprawie innych przestępstw. Następnie otrzymują nakaz zakazu przebywania na terenie dworca kolejowego, który stanowi, że nie mogą przebywać przez następne trzy miesiące. Jeżeli jednak zostaną tam przyłapani, grozi im kara więzienia.
Podczas gdy zamieszkujący, który już nie bije, ale teraz pluje, jest prowadzony do jednej z cel, kolejny podejrzany handlarz już stoi przy „rejestracji”. Mężczyzna w wieku około 20 lat. Funkcjonariusz daje mu ostrzeżenie i wręcza nakaz zakazu. „Czy mówisz po angielsku?” pyta policjant. „Tak” – odpowiada mężczyzna. Następnie funkcjonariusz wyjaśnia mu: „Jesteś tutaj, ponieważ popełniłeś przestępstwo”. Mężczyzna mówi: „Nie mam tego”. Policjant wyciągnął teczkę: „To mówi co innego”.
Przed nim leży gęsto zadrukowana strona formatu A4 z ustaleniami policji. Jest to podsumowanie tego, co policja zebrała na jego temat w ostatnich miesiącach w związku z handlem narkotykami. Prawie każda osoba przywieziona wieczorem na komisariat policji ma przy sobie taką listę przestępstw. Policjant mówi: „Prawie żaden z tych mężczyzn nie jest tutaj obcy. Jedyne pytanie brzmi, co ostatecznie zrobi z tym system sprawiedliwości.
I to nie jest dużo. Po dokładnym przesłuchaniu pod uwagę bierze się tylko jednego podejrzanego, którego można aresztować i który następnego dnia ma zostać postawiony przed sędzią. Ale tak się nie dzieje. Według siedziby policji sędzia odmówił doprowadzenia oskarżonego przed sąd, gdyż nie widział podstaw do jego zatrzymania. Rzecznik powiedział, że obecnie opierają się na zakazie pobytu. Jeżeli ludzie się do tego przychylają, cel zostanie osiągnięty: dealerzy nie będą już prowadzić swojej działalności. Jak poinformowało na prośbę Hesji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, obecnie sprawdzany jest również status azylowy podejrzanych. Ale na początku nie było o tym żadnych informacji.
Frankfurter Allgemeine Zeitung