Stanley Tucci chce, żebyśmy znów razem gotowali

Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

England

Down Icon

Stanley Tucci chce, żebyśmy znów razem gotowali

Stanley Tucci chce, żebyśmy znów razem gotowali

Pamiętam, jak stałam sama w kuchni, z łokciami oprószonymi mąką , patrząc, jak tuzin nieznajomych wyrabia ciasto na Zoomie. Wszyscy byliśmy tam na zajęciach z zakwasu w czasach pandemii, dzielnie składając i formując w naszych oddzielnych domach. Było dziwnie intymnie, dziwnie zabawnie i trochę wzruszająco. Mimo to cały czas myślałam: chciałabym, żebyśmy wszyscy byli razem w jednej dużej kuchni.

To prawdopodobnie dlatego scena z nowego sezonu „ Tucci in Italy ” trochę utkwiła mi w gardle. Stanley Tucci udaje się do Villa San Sebastiano, małego miasteczka w Abruzji, które zostało odbudowane z gruzów osuwiska w latach 50. Jak wyjaśnia Tucci, po kościele pierwszą rzeczą, którą mieszkańcy odbudowali, był ich wspólny piec chlebowy — miejsce, w którym przez pokolenia wszystko kręciło się wokół chleba .

„To miejsce pomogło odbudować społeczność po osuwisku, ale stopniowo kultura wygody sprawiła, że ​​tradycyjne metody wyszły z mody” – zauważa Tucci w swoim komentarzu. „W końcu piec chlebowy został zamknięty, zabierając ze sobą społeczne serce wioski — aż do pojawienia się Lucii”.

Szefowa kuchni Lucia Tellone , która teraz zajmuje się piecem, powiedziała Tucci, że było zimno przez 35 lat. W tym czasie wieś przestała piec chleb. Ale co ważniejsze, przestali się spotykać.

Nie stało się to od razu. Kupione w sklepie bochenki były szybsze i łatwiejsze. Po co rozpalać stary wspólny piec, skoro można było kupić ciabattę w supermarkecie? Rytuał powoli zanikał. Sąsiedzi przestali się nachodzić na siebie przy piecu, przestali wymieniać się historiami, czekając, aż ciasto wyrośnie. Aż w końcu piec po prostu — nie był potrzebny. Przynajmniej nie do chleba.

Kiedy Tellone zapytała sąsiadów, dlaczego nie wrócili, żeby z niego skorzystać, odpowiedzieli: „Nie wiemy, jak to możliwe”.

„We Włoszech?” – zapytał Tucci z lekkim niedowierzaniem.

„Bo dziś wszyscy czują się komfortowo” – powiedział Tellone, wzruszając ramionami.

Ale zamiast się poddać, zaczęła uczyć. Po kolei zapraszała ludzi z powrotem. Odkryła, że ​​dzieci są najlepszymi uczniami — ciekawskie, nieustraszone i (przeważnie) chętne do brudzenia sobie rąk. I powoli wracał upał.

Teraz, raz w tygodniu, Lucia znów rozpala ogień. Zbiera się cała wioska. Każdy przynosi coś: tacę ciasta , słoik oliwek , butelkę wina . Gotują razem. Jedzą razem. W powietrzu unosi się mąka, a napoje są w kubkach. Pizza na długich drewnianych łopatkach, śmiech odbija się od kamiennych ścian. To nie jest przedstawienie. To nie jest cenne. To po prostu ludzie — sąsiedzi — spędzający razem popołudnie, odbudowując społeczność, bochenek po bochenku.

Patrząc z mojej kanapy w Chicago, niemal czułem zapach chrupiącej skórki. Język był włoski, architektura wyraźnie abruzyjska — ale klimat? Klimat mógłby być imprezą uliczną na mojej ulicy. Trochę różowego wina , trochę muzyki, ktoś krojący coś ciepłego i złotego na desce do krojenia. Ta codzienna magia, która sprawia, że ​​chcesz się tu zatrzymać. Która sprawia, że ​​czujesz, że należysz do tego miejsca.

Przypomniało mi się też coś, co Tucci powiedział mi podczas wywiadu prasowego przed premierą serialu, kiedy poprosiłem go, aby odniósł się do tamtego momentu w Villa San Sebastiano. „Myślę, że wspólne gotowanie to naprawdę świetna rzecz — jako rodzina, z przyjaciółmi i na pewno jako społeczność” — powiedział. „Już nie robimy tego zbyt często”.

Kontynuował: „Wszyscy jesteśmy, wiesz, schowani w swoich domach. Ludzie spotykają się na grillach i tym podobnych rzeczach, ale nawet to, jest tak, że facet robi grilla, a kobieta robi bla bla bla. Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia. Myślę, że dobrze jest, gdy każdy się włącza, robi wszystko”.

„Myślę, że wspólne gotowanie to naprawdę świetna sprawa — jako rodzina, z przyjaciółmi i na pewno jako społeczność”.

W tym cytacie kryje się wiele — oczywiście praca domowa i role płciowe , ale także coś głębszego: fakt, że tak wielu z nas pragnie więzi, ale często zapomina, że ​​społeczność to nie coś, w czym uczestniczymy. To coś, co budujemy.

Pandemia przypomniała nam o tym zrywami. Udaliśmy się na zajęcia kulinarne na Zoomie . Piekliśmy chleb bananowy . Wymienialiśmy się zaczynem na zakwas jak bransoletkami przyjaźni. Przyrządzaliśmy wyszukane posiłki z ludźmi w naszych grupach. Byliśmy samotni, tak — ale też coś sobie przypominaliśmy.

Że bycie razem nie polega tylko na bliskości. Chodzi o uczestnictwo.

Ostatnio staram się to utrzymać. Nie tylko ten rodzaj luźnej społeczności — machanie do sąsiada, gawędzenie z baristą (choć to też ma znaczenie). Mam na myśli ten bałaganiarski, celowy rodzaj. Ten, w którym się pokazujemy. Ten, w którym mąka jest na twoich przedramionach.

I będę szczery: to trudne. Wszyscy jesteśmy tacy wygodni, jak to ujął Tellone

Ale teraz, gdy zbliża się sezon letniego grillowania, może jest coś w sugestii Tucciego: Przemyślmy grilla. Zamiast, aby każdy przynosił danie, co jeśli przyniesiemy fartuchy? Podwiniemy rękawy? Ugotujemy coś obok siebie, chleb w piekarniku, kuchnia znów pełna hałasu.

Nie tylko posiłek, ale i mała wioska.

salon

salon

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow