Absurdalna nowa decyzja Sądu Najwyższego może przyznać Trumpowi władzę prezydencką, jakiej nie widziano od czasów króla Jerzego III
Do cholery. Zajęło to mniej niż trzy godziny. W czwartek właśnie pochwaliłem sędzię Amy Coney Barrett za „stanie się interesującą” poprzez wyłączenie się z decyzji Sądu Najwyższego, która pozwoliłaby Oklahomie wykorzystać publiczne pieniądze na pomoc w założeniu szkoły religijnej. Ponieważ Barrett wyłączyła się, najwyraźniej dlatego, że miała powiązania z jedną ze stron w sprawie, sąd podzielił się 4–4, co oznaczało, że decyzja sądu niższej instancji blokująca wykorzystanie pieniędzy pozostanie w mocy.
Mój optymizm co do Barrett nie trwał długo. Później w czwartek wskoczyła z powrotem do rejestru cieni, aby odzyskać swoje miejsce w starannie kultywowanej konserwatywnej większości w sądzie. Przyłączyła się do decyzji, która posunęła prezydenta o krok w kierunku stania się de facto królem, dokładnie tak, jak przegrywająca strona na Konwencji Konstytucyjnej obawiała się, że jeden z nich może to zrobić.
W wyroku w sprawie Trump v . Wilcox et. al. sąd orzekł, że decyzja prezydenta o zwolnieniu szefów agencji wykonawczych powołanych przez Kongres powinna pozostać w mocy do czasu rozstrzygnięcia ich spraw, nawet jeśli zgodnie z mandatem Kongresu jedynie Kongres może ich odwołać.
Decyzja jest absurdalna i niebezpieczna. Uchyla ona stuletni precedens, w ogóle nie wspominając o sprawie, która ma wpływ na wynik sprawy. (W swoim odrębnym zdaniu sędzia Elena Kagan ujawnia sprawę). Decyzja ta jest jasnym sygnałem, że sąd jest gotowy odrzucić sprawę z 1935 r. zwaną Humphrey's Executor, w którym to przypadku idea niezależnej agencji utworzonej przez Kongres w ramach władzy wykonawczej umarłaby.
(Wcześniej sąd pozostawił sobie otwartą drogę do zawężenia precedensu, nie uchylając go jednak.)
Pozostawiłoby nas to, w najlepszym razie, z czymś przypominającym rząd federalny sprzed reformy służby cywilnej, a w najgorszym, z czymś przypominającym rząd kolonialny sprzed bostońskiego picia herbaty. W zasadzie dałoby nam to jednolitą władzę wykonawczą bez jej deklarowania. Jak ujęła to sędzia Kagan w swoim odrębnym zdaniu :
Niecierpliwość, by ruszyć do przodu – by przekazać Prezydentowi najbardziej jednolitą, a zatem także najbardziej podporządkowaną administrację od czasów Herberta Hoovera (a może i kiedykolwiek) – musi ujawnić, jak zakończy się ta ostateczna decyzja.
Kagan bezlitośnie wyśmiał też wyjątek dla zarządu Rezerwy Federalnej, który większość członków rady nadzorczej wymyśliła od podstaw — w dużej mierze, jak można się domyślać, dlatego że nawet oni nie chcieli , aby El Caudillo del Mar-a-Lago nasycił Rezerwę Federalną swoimi kolesiami, co pozwoliłoby mu jeszcze bardziej pogrążyć gospodarkę.
Ale dzisiejsze zarządzenie stanowi zagadkę. Ponieważ niezależność Rezerwy Federalnej opiera się na tych samych konstytucyjnych i analitycznych podstawach, co NLRB, MSPB, FTC, FCC itd. — co oznacza, że w dużej mierze opiera się na Humphrey's . Więc większość musi przedstawić inną historię. ... Jeden ze sposobów uchwalenia nowego prawa dotyczącego spraw nadzwyczajnych (wycofanie Humphrey's ) okazuje się wymagać jeszcze innego (stworzenia specjalnego wyjątku dla Rezerwy Federalnej). Jeśli chodzi o uspokojenie rynków, prostszym — i bardziej sądowniczym — podejściem byłoby odrzucenie wniosku Prezydenta o wstrzymanie kontynuacji władzy Humphrey's. ... Dzisiejsze zarządzenie faworyzuje Prezydenta ponad nasz precedens; i czyni to bez ograniczeń ze strony zasad odprawy i argumentacji — oraz upływu czasu — potrzebnych do zdyscyplinowania naszego podejmowania decyzji. Odrzuciłbym wniosek Prezydenta. Uczyniłbym to zgodnie z wolą Kongresu, przełomową decyzją tego Sądu zatwierdzającą ochronę niezależnych agencji z uzasadnionych przyczyn oraz w świetle następnych 90 lat historii tego Narodu”.
Podczas debaty nad ratyfikacją Konstytucji, antyfederalistyczny artykuł An Old Whig w „Philadelphia Independent Gazetteer” wyraził obawy dotyczące koncentracji władzy w rękach prezydenta.
Być źródłem wszelkich zaszczytów w Stanach Zjednoczonych, głównodowodzącym armii, marynarki i milicji, mieć władzę zawierania traktatów i udzielania ułaskawień, a także być wyposażonym w prawo do wydawania zakazów wobec wszystkich ustaw, chyba że dwie trzecie obu izb będzie upierać się przy ich uchwalaniu i podpisze swe nazwiska przy głosowaniu „tak” lub „nie” w tym celu, to w rzeczywistości być królem tak samo ważnym jak król Wielkiej Brytanii, i to królem najgorszego rodzaju: królem elekcyjnym.
Przez 237 lat zakładaliśmy, że tacy ludzie się mylą.
esquire