Picky Jimiego Famurewy: Podróż jednego krytyka od puree ziemniaczanego i McDonalda do gwiazdek Michelin

Przez KATHARINE SPURRIER
Opublikowano: | Zaktualizowano:
Książkę Picky można już kupić w Mail Bookshop
Niewiele jest w życiu wspomnień bardziej kształtujących niż szkolny obiad, którego nienawidziłeś. Skrzepły budyń, brązowy brokuł, który zamiast przypominać zielone drzewo, wygląda bardziej jak pomarszczony krzak jeżyny i kurczak tak suchy, że Sahara wydawałaby się oazą.
Dla dziennikarza i krytyka kulinarnego Jimiego Famurewy szkolnym wrogiem były ziemniaki puree... znane również jako ziemniaki puree.
Zimne, o „gęstej konsystencji” danie, młody Famurewa czuł, że powinno znaleźć się gdziekolwiek, byle nie na jego talerzu – najlepiej w koszu.
Jednak gdy stanął przed kelnerką pilnującą wspomnianego pojemnika, Famurewa zrobił to, co zrobiłby każdy młody człowiek w obliczu przeciwności losu: zmiął skrobiową mieszankę, wsadził ją do kieszeni i podał pustą tacę oczekującej kelnerce.
To jeden z pierwszych przypadków, w których „wybredność” Famurewy przebija się na pierwszy plan. Uroczy i od razu sympatyczny, ma niezwykłą i rzadką zdolność do refleksji i wspomnień bez różowego (i drażniącego) wrażenia, jakie wywołują tak wiele wspomnień.
Dorastając w tradycyjnym nigeryjskim domu w południowo-wschodnim Londynie , z ojcem wciąż w Nigerii , matką pracującą na pełen etat i dwoma braćmi, Famurewa dość szybko nauczył się, jak zrobić to samemu. Pomysłowość widoczna w bramie z kieszonkowych ziemniaków nie była jednorazowym wydarzeniem.
W okresie szczególnego wpływu Wojowniczych Żółwi Ninja, Famurewa zaczął wręcz obsesyjnie interesować się ich ulubionym jedzeniem, pizzą.
Wiedząc, że święty Graal pomidorów i mozzarelli czeka na jego kubki smakowe w zamrażarce, ale nie wiedząc, jak używać piekarnika, postanowił zaangażować rodzinny toster. Efekt? Kłęby dymu, półsczerniałe, półzamrożone ciasto i zaskakująco wyrozumiała matka.
W tej wciągającej autobiografii, która obejmuje okres od dzieciństwa do dorosłości, od wielkich nigeryjskich spotkań rodzinnych po tętniące życiem ulice Soho, wyróżnia się odświeżająca szczerość Famurewy na temat jego nigeryjskiego pochodzenia. W swoich wybrednych wczesnych latach nie interesował się kuchnią nigeryjską poza sprawdzonymi i sprawdzonymi przysmakami, których zasmakował w Lagos.
Zamiast tego, najbardziej pragnął jedzenia z McDonalda, KFC i TGI Fridays.
Soul food: Jimi jako młody chłopiec ze swoją mamą
Famurewa dorastał w domu, w którym do „niezależnych” restauracji podchodziło się z ostrożnością i podejrzewano, że mogą to być oszustwa, dlatego ironia jego przyszłej kariery krytyka kulinarnego nie umknęła uwadze.
Jednak jego miłość do jedzenia przebija przez tę książkę. Na kartach książki wyczuwalny jest głód (przepraszam za kalambur), który wyraża miłość do każdej kuchni. Czy to zazdrość odczuwana wobec „cebuli duszonej w ghee” współpracownika, czy fakt, że na randce ze swoją obecną żoną zrobił rybę z frytkami od podstaw… dalekie od tostowanej pizzy, prawdziwa miłość do jedzenia zawsze była w nim.
Wzruszająco, pod koniec swojej książki, Famurewa zdaje sobie sprawę, że istnieje bogactwo wiedzy, którą można wydobyć, obserwując jego potęgę matki w kuchni. Wiedzę, którą można połączyć, a nie rozdzielić jak w młodości, ze ścieżką, którą podążały jego własne apetyty: „Jestem dziedzictwem kulturowym, które otrzymałem, ale jestem także tym, co sam sobie dałem”.
Życie i jedzenie polegają na znalezieniu równowagi: nie wymuszaj czegoś, co nie pasuje i nie bój się wybredności, która pomoże ci odkryć, co jest dla ciebie dobre.
Daily Mail