Aborcje | Zakaz aborcji: Główny lekarz pozywa swojego pracodawcę

Jakież to musi być przytłaczające uczucie. Wiedza: Mogę pomóc. I świadomość: Nie mogę. Był początek marca, kiedy ciężarna kobieta skontaktowała się z Joachimem Volzem, szefem ginekologii w szpitalu Lippstadt. Wcześniej dowiedziała się, że jej płód ma braki w dużej części mózgu - szanse na przeżycie były zerowe. Klasyczny przypadek aborcji z przyczyn medycznych, rutyna dla Volza. Właściwie. Gdyby tylko protestanckie i katolickie szpitale miasta nie zostały połączone na krótko przedtem. Od tego czasu w szpitalu Lippstadt obowiązuje „prawo pracy Kościoła katolickiego”. A to oznacza: aborcje tylko w przypadkach ostrego zagrożenia życia .

Dla ginekologa jest to niezgodne z jego sumieniem: kobiety powinny móc decydować o swoich ciałach – nie kościół. Volz pozywa swojego pracodawcę do sądu. Jeśli sąd pracy wyda wyrok przeciwko niemu w lipcu, zamierza odwołać się do następnej instancji, jeśli będzie to konieczne, aż do Federalnego Sądu Pracy.

To ważna walka, którą 67-latek podejmuje pod koniec swojego pełnego wydarzeń życia zawodowego. Volz spędził czas w klinice w Namibii, w strefie wojskowej w pobliżu Angoli; pomógł zbudować dwa szpitale w Kaszmirze; i szkolił libijskich i pakistańskich lekarzy. W 2012 roku wraz z żoną założył ośrodek leczenia niepłodności w Bielefeld.

Ostatnio Volz przygotowywał się do wejścia do polityki federalnej: kandydował bezpośrednio do Bundestagu w okręgu wyborczym Bielefeld w 2024 r., ale mu się nie udało. Partia może być zaskoczeniem: podobnie jak szpital, ma w nazwie słowo „chrześcijański”.