Konflikt koreański | Nadzieja na pojednanie
James Byun jest bardzo zadowolony z wyników wyborów. „Teraz sytuacja może w końcu odejść od wrogości między dwoma Koreami!” – tłumaczy swoją ulgę starszy pan. Byun nie jest politykiem, ale teologiem i członkiem Koreańskiego Stowarzyszenia Studiów Religijnych w Korei Południowej. Fakt, że dużo myśli o polityce, ma związek z jego religijnym pochodzeniem. Jako katolik w Korei Południowej, Byun uważa się za szczególnie odpowiedzialnego za politycznie wrogą Koreę Północną. Jest to nawet formalne: Archidiecezja Seulu, położona w liberalnej demokracji Korei Południowej, administruje również katolikami w jednopartyjnym państwie Korei Północnej.
Ta niezwykła sytuacja sięga decyzji podjętej pół wieku temu: W 1975 r. Stolica Apostolska w Watykanie przyznała archidiecezji Seulu „władzę duszpasterską nad Pjongjangiem”. „Ze względu na podział polityczny Półwyspu Koreańskiego, byłoby niepoprawne mówić o jurysdykcji” – podkreśla teolog. Niemniej jednak Seul jest odpowiedzialny za wroga klasowego na Północy i ponosi odpowiedzialność duszpasterską. „Dopóki w Korei Północnej nie zostanie ustanowiona zjednoczona hierarchia kościelna”.
Tak więc, na czas nieokreślony. To, co brzmi jak techniczny żargon dla administracji kościelnej, można podsumować następująco: poza odizolowaną dyktaturą Korei Północnej – która jest w stanie wojny z Południem od czasu wojny koreańskiej (1950–1953) – nie wiadomo, jak radzą sobie chrześcijanie w tym kraju. A ponieważ Watykan nie utrzymywał zdrowych relacji z Pjongjangiem przez dziesięciolecia, Seul ma podejmować pewne wysiłki, aby utrzymać kontakt z katolikami na Północy. W ostatnich latach wydawało się to jednak niemożliwe.
Ale ostatnie wydarzenia polityczne w Seulu znów dały katolikom, takim jak James Byun, nadzieję: 3 czerwca Korea Południowa wybrała nowego prezydenta, który obiecuje zasadniczo inny kurs. Autorytarny, prawicowy Yoon Suk-yeol – który ogłosił stan wojenny w grudniu i został następnie usunięty ze stanowiska – został zastąpiony przez Lee Jae-myunga. Postanowił on szukać dialogu. Z powodu Yoona stosunki są „bliskie śmierci”, oświadczył 61-latek wkrótce po swoim zwycięstwie w wyborach. Teraz mają zostać ożywione. To dobra wiadomość dla katolików. Doświadczenie pokazuje, że zbliżenie między Północą a Południem jest najbardziej udane pod rządami demokratycznymi.
Aby zrozumieć potencjalne znaczenie tej zmiany rządu, warto cofnąć się w czasie: ostatnia wymiana kościelna z Północą miała miejsce przed 2022 r., kiedy prawicowy radykał Yoon został wybrany na prezydenta Południa. Yoon działał z ekstremalną pompą i ogłosił swój zamiar „nauczenia północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una pewnych manier”. Wielokrotnie groził wojną, co doprowadziło do zatrzymania próbnych początków, które miały miejsce wcześniej.
Przedstawiciele południowokoreańskich i północnokoreańskich organizacji katolickich odbyli ożywioną wymianę zdań w lutym 2019 r. i rozważali nawet wizytę ówczesnego papieża Franciszka w Korei Północnej. „To pokazało optymizm Korei Północnej” — wspomina James Byun. Ten optymizm nie był wówczas bezpodstawny: podsycała go perspektywa historycznego szczytu między Kim Dzong Unem a ówczesnym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Tydzień później ci dwaj przywódcy dwóch równie wrogich państw — USA walczyły po stronie Południa w wojnie koreańskiej i do dziś pozostają jej najważniejszym partnerem w zakresie bezpieczeństwa — mieli spotkać się w Hanoi na negocjacjach. Chcieli omówić zakończenie sankcji ONZ wobec Korei Północnej i możliwe rozbrojenie nuklearne Północy.
Ale rozmowy upadły. A gdy Kim Dzong Un z Korei Północnej i prezydent USA Trump odwrócili się od siebie, stosunki Północ-Południe między katolikami również uległy pogorszeniu. „To również zerwało ostatnie pozostałe kontakty religijne” — mówi Byun, który brał wówczas udział w rozmowach. Ludzie z Północy i Południa byli coraz bardziej niezdolni do interakcji ze sobą.
Ten rozwój wydarzeń stawia fundamentalne pytania: Dlaczego Kościół na Południu miałby wywierać wpływ na wydarzenia w Korei Północnej? I dlaczego w ogóle istnieją instytucje chrześcijańskie w Korei Północnej — oficjalnie komunistycznym państwie z pozornie religijną filozofią państwa skupioną wokół rodziny Kim? Odpowiedź sięga daleko w historię, do czasów sprzed podziału Korei.
Od końca XVIII wieku wiara rozprzestrzeniała się w kraju, w którym dominowali buddyści. Podczas gdy protestanci również angażowali się w pracę misyjną, niemieccy benedyktyni byli przede wszystkim odpowiedzialni za katolicyzm. Ustanowili oni chrześcijaństwo jako jedną z wiodących religii również na północy. Jednak ten krajobraz religijny miał się radykalnie zmienić: po II wojnie światowej, gdy Korea uzyskała niepodległość od kolonialnej potęgi Japonii, półwysep wkrótce potem został podzielony – co miało katastrofalne konsekwencje dla społeczności chrześcijańskich.
Od tamtej pory Północ była autorytarna, Południe kapitalistyczne. Następnie, w 1950 roku, Północ zaatakowała. Trzyletnia wojna przyniosła wysokie straty, ponieważ stała się pierwszym konfliktem zastępczym zimnej wojny. Chiny i Związek Radziecki wspierały Północ przeciwko wojskom ONZ dowodzonym przez USA po stronie Południa.
W tym konflikcie ideologicznym katolicy z Północy szybko znaleźli się między frontami: podejrzewano ich o działanie jako agentów Południa. Wielu chrześcijan zostało porwanych przez zwolenników reżimu. Na Południu zaginieni są nadal uważani za męczenników. I to jest jeden z powodów, dla których Kościół katolicki nadal dąży do dialogu z Północą. Ponadto Południe również chce chrzcić wiernych z Północy. Jednak duchowni z Południa potrzebowaliby zezwoleń na wjazd zarówno z Seulu, jak i Pjongjangu, aby to zrobić.
Uzyskanie tego stało się trudne w dzisiejszych czasach. Ale przynajmniej, podkreśla James Byun, w Korei Północnej istnieje formalna wolność religijna, a także Kościół katolicki. Ta paradoksalna sytuacja pojawiła się w historycznym momencie geopolitycznej niepewności: „Przewidując upadek bloku wschodniego pod koniec lat 80., rząd Korei Północnej zwrócił się do społeczności międzynarodowej, a także do Watykanu” – wyjaśnia teolog. Szukał kontaktów poza swoimi poprzednimi sojusznikami. „W czerwcu 1987 r. delegacja Watykanu została zaproszona na Północ”.
W następnym roku Watykan zaprosił również katolików z Korei Północnej do Rzymu na Wielkanoc. Ta wymiana doprowadziła do założenia organizacji, która miała reprezentować katolicyzm w Korei Północnej. W październiku 1988 r. zbudowano Kościół Changchung w Pjongjangu. Jednak to, co optymiści postrzegali jako krok w stronę wolności religii i wypowiedzi, wielu postrzegało jako puste słowa.
Wśród sceptyków jest Kim Geum-hyok, konsultant Partii Konserwatywnej i YouTuber: „Rząd Korei Północnej utrzymuje obecnie dwa lub trzy kościoły w Pjongjangu. Ale robi to tylko po to, aby móc twierdzić, że nie prześladuje chrześcijan”. Nikt na Północy nie wierzy jej twierdzeniom. „Kiedy zachodni turyści przyjeżdżają do kraju, pokazują im kościoły. Ale to tylko pokaz!”
James Byun również nie wierzy, że w Korei Północnej pozostało wielu chrześcijan. Kilka lat temu szacowano ich liczbę na 3000. Obecna sytuacja jest zupełnie niejasna. Jeśli odbywają się nabożeństwa, prawdopodobnie prowadzą je świeccy księża. „Podejrzewam, że większość ludzi w Pjongjangu nawet nie wie, że w mieście jest kościół katolicki”. Urzędnicy oczywiście wiedzą. Ale dla ludności na północy budynki kościelne mogą być po prostu jakąś dziwną konstrukcją.
„Po nieudanym szczycie Kim Dzong Una i Donalda Trumpa, a także pandemii koronawirusa, wszystkie kanały do Północy zostały skutecznie odcięte” – powtarza Byun. „Na razie nie wiemy nawet, czy Kościół Changchung w Pjongjangu nadal działa”. Ale co, jeśli z Demokratą Lee Jae-myungiem Korea Południowa nie będzie już grozić wojną, ale raczej wyciągniętą ręką? Czy Kościół katolicki mógłby wtedy stać się kluczowym graczem?
Moon Chung-in, emerytowany profesor politologii na Uniwersytecie Yonsei w Seulu i były doradca Partii Demokratycznej, nie wierzy w to: „W 2018 r., gdy jeszcze istniały wymiany, Korea Północna postrzegała swoje stosunki z Koreą Południową jako szczególne, których ostatecznym celem było zjednoczenie”. Jednak Korea Północna oficjalnie porzuciła ten pomysł, wprowadzając poprawkę do konstytucji. „Osobiście chciałbym zobaczyć więcej wymian na takich poziomach jak religia czy sport. Ale biorąc pod uwagę retorykę ostatnich lat, już w to nie wierzę”.
Kościół katolicki jednak nie zraża się takim sceptycyzmem. James Byun jest już optymistycznie nastawiony do 2027 r. – i widzi tam konkretną okazję. Jeśli nowemu prezydentowi Lee Jae-myungowi uda się złagodzić wrogą atmosferę między Północą a Południem do tego czasu, będzie to wielka okazja do wymiany poglądów z perspektywy katolickiej: „Za dwa lata Watykan zorganizuje Światowe Dni Młodzieży w Seulu. Arcybiskup Peter Soon-Taick Chung wyraził już chęć zaproszenia młodych ludzi z Korei Północnej”.
Oczywiście, zależy to od relacji między Północą a Południem. Jednak historia Korei pokazuje, że warunki na półwyspie mogą się szybko zmieniać — w jednym lub drugim kierunku. Pod tym względem odnowione odprężenie wydaje się całkiem możliwe.
nd-aktuell